Maja Kleszcz & Kwartet Prowincjonalny – Dudzie-Graczowi

dudzie-graczowi-b-iext48340519

Z panią Kleszcz miałem kontakt słuchając ostatnią płytę nagraną z IncarNations i przykuła uwagę swoim magnetyzującym wokalem. Tym razem artystka połączyła siły z Kwartetem Prowincjonalnym, by oddać hołd jednemu z najsłynniejszych polskich malarzy XX wieku – Jerzemu Dudzie-Graczowi. Pomóc miały w tym teksty napisane przez córkę artysty, reżyserkę teatralną  Agatę, z którą Kleszcz wielokrotnie współpracowała.

Efekt jest porażający. Już na dzień dobry dostajemy bardzo oniryczne „A pod Częstochową”, gdzie smyczki z cymbałami tworzą aurę nierzeczywistości. Gdy do tego zestawu dodamy głos Mai, trudno oderwać uszy i wymazać utwór z pamięci, mimo że druga połowa utworu jest instrumentalna.  Ten zestaw dźwięków będzie nam towarzyszył do samego końca, ale nie ma tutaj miejsca na nudę. Intryguje „Mój anioł się sprzedał niedrogo”, który zaczyna się bardzo spokojnie, by w połowie kompletnie przyspieszyć i dodać bardziej mroczny. Bardziej „knajpiarski” w duchu Toma Waitsa jest „Będzie ci źle” z gorzkim tekstem (podobnie brzmi tango „A może miałby pan ochotę”) oraz bardzo minimalistyczna „Modlitwa o Nie-Bycie” z dziwacznym echem w tle. Powrót do „egzotyczności” serwują „Lęki jak…” z podkręconą grą skrzypiec oraz oparte na perkusjonaliach „Zostawiłam ręce oparte”.

Każdy z tych utworów się mocno wyróżnia czy to odrobinę absurdalnym humorem (dwuznaczne „A może miałby pan ochotę”), atmosferą wręcz mistyczną. Nad wszystkim czuć ducha Kapeli ze wsi Warszawa, która też czerpała z etnicznej stylistyki. Choć niektóre fragmenty mogą wywołać przerażenie (bardzo powolny i długi „Jurajski”, pokazujący mocno surrealistyczny obraz), to jednak trudno odmówić całości bardzo spójnego klimatu oraz uroku. Sam głos Mai bardzo dobrze współgra z muzyką, tworząc wrażenie niemal mistycyzmu. Wiem, że wielu może odrzucić ten klimat, ale rzadko tego typu połączenie pojawia się w muzyce popularnej i warto dać szansę. Ja jestem oczarowany.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Maja Kleszcz & incarNations – Romantyczność

romantycznosc

incarNations tworzy duet dwojga muzyków z Kapeli ze wsi Warszawa – Mai Kleszcz oraz Wojciecha Krzaka, którzy w 2008 roku odeszli z macierzystej formacji, szukając własnej drogi. Na swojej trzeciej płycie znowu zaskakują mieszanką styli i gatunków.

Wspierani przez zawodowych muzyków (perkusista Jerzy Rogiewicz, pianista Jacek Kita oraz kontrabasista Piotr Domagalski) oraz przez teksty m.in. Bogdana Loebla i Agaty Dudy-Gracz stworzyli bardzo romantyczną muzykę. Zaczyna się bardzo staroświeckim „Pięknym brzegiem – Żoli”, który bardzo przypomina dokonania przed (i tuż po) wojennych artystów – delikatna gitara oraz perkusja, gwizdy. Potem pojawia się echo fortepianu (żwawe, jazzowe „Zanim wstanie miasto” – kontrabas z gitarą błyszczą), elegancki Hammond („Najpiękniejsza jak aniołek w raju” z kapitalnym środkiem instrumentalnym), folkową gitarę („Przynieś kwiaty”), a nawet jest jeden utwór mocno pachnący – jakby to ująć – mistycznym wschodem (akustyczny „Mej miłości oddam jabłko”).

incarNations nie boi się mieszać kabaretowej estetyki (pijacki „A może miałby pan ochotę”, którego nie powstydziłby się sam Tom Waits) z melancholijnym jazzem („Noc smutna w więzieniu”) i rock’n’rollem („Mocno trzymaj mnie” to jakby mroczniejsze… Voo Voo), jednak wszystko to skleja ze sobą tematyka miłości – od tej romantycznej po zgorzkniałą, okraszoną czarnym humorem (świetne teksty). Także wokal Mai ma w sobie coś tajemniczego, przykuwającego uwagę, ale nie irytuje, co mi przeszkadzało wcześniej. Aż do brutalnego finału w „Wojnie lubi jeść” i wcześniejszych „Wilczych kłów”. Niezapomniane doświadczenie i na chwilę obecną – najlepsza polska płyta 2016.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski