Manic Street Preachers – Futurology

Futurology

So long my fatal friend
I don’t mean this to end
I re-imagine the steps you took
Still blinded by your intellect

W zeszłym roku Walijczycy z grupy Manic Street Preachers wydali naprawdę dobrze przyjęty album „Rewind the Film”. Tym większe było zaskoczenie, że po roku pojawił się nowy materiał wyprodukowany w całości przez zespół. Ciekawe, co tym razem trio zaproponowało.

Melodyny rockowy album zmieszany z elektroniką, co jest oznaką dzisiejszych czasów. O ile nie do końca przepadam za syntezatorowymi cuda-wiankami, to tutaj nie są one dominujące. Nie brakuje tutaj chwytliwych przebojów („Walk me to the Bridge” z prostym, ale bardzo nośnym basem) i bardzo pomysłowych patentów (orientalna gitara i werble w „Let’s Go to War” czy pulsacyjna elektronika Ciana Ciarana wspierają§ca bas w „The Next Jet to Leave Moscow”). Jest tutaj bardziej spokojniej, ale i różnorodniej, a na pewno bardziej hitowo. Ale też nie brakuje troszkę ostrzejszego grania klawiszy jak w „Europa Geht Durch Mich” (a i gitara też robi swoje) czy momentów bardziej wyciszających („Divine Youth” z delikatnymi klawiszami oraz ciepłym wokalem Georgii Ruth). A idealnie zgranie klawiszy z mocniejszymi riffami gitary znajdziemy w kolejnym kilerze, czyli „Sex, Power, Love and Money” oraz instrumentalnym „Dreaming of City (Hugheskova)”. Brzmi to świetnie i nie ma tutaj miejsca na nudę, a edycja deluxe zawiera jeszcze dodatkowy album z piosenkami w wersjach demo oraz trzema nagraniami, które nie zmieściły się w edycji podstawowej.

Nie mam wątpliwości co do innej kwestii: Bradfield śpiewa naprawdę świetnie, teksty nie są zbiorkiem banałów i komunałów, współgrając z muzyką. Do tego jeszcze goście wspomagający przy utworach jak Ciana Ciaran, aktorka Nina Hoss („Europa Geht Durch Mich”) czy Green Gartside („Between the Clock and the Bed”). I mamy bardzo pięknie wyglądającą przyszłość Maników. Chcecie się sami przekonać?

8/10

Radosław Ostrowski

Manic Street Preachers – Rewind the Film

Rewind_the_Film

Ta ekipa działa ze sobą już od ponad 20 lat. Walijskie trio do tej pory wydało 10 płyt, masę przebojów i dużą popularność w wielu krajach, głównie w Wielkiej Brytanii. Teraz Manic Street Preachers po 3 latach przerwy pojawiają się z nowym materiałem, który sami wyprodukowali.

Mamy tu 12 piosenek, które są dość zaskakujące dla tego zespołu. Jeśli spodziewacie się chwytliwych przebojów jak w „Postcards from a Young Man”, to się bardzo zawiedziecie. Jest to album spokojniejszy, bardziej stonowany i nastrojowy. Nawet jeśli jest gitara, to bardziej delikatna i zazwyczaj akustyczna („Running Out of Fantasy”). Więcej miała do pokazania sekcja rytmiczna oraz elektronika, a także trąbka (singlowe „Show Me the Wonder” czy „Anthem for a Lost Cause”) i fortepian („As Holy As the Soil”). To stonowanie może znużyć, ale mnie się bardziej kojarzy ze Stereophonics (a dokładnie z ostatnią płytą), które ma swój klimat (lekko senny instrumentalny „Manobier”).

Wokal Nicky’ego Warda może wywoływać skojarzenia z Beatlesami, ale to tylko na krótką chwilę. Facet ma kawał głosu, choć nie może go wyeksponować tak często jak tego by chciał. W dodatku zespół zaprosił troje gości: folkową Lucy Rose („This Sullen Welsh Heart”), Richarda Hawleya (utwór tytułowy) i Cate Le Bon („4 Lonely Roads”). Wszyscy troje spisali się bardzo dobrze, czasem dominując nad utworem.

Ta sielskość i stonowanie może zniechęcić do „Rewind the Film”. Jednak mimo to warto sięgnąć po ten klimatyczny album, choć może mniej przebojowy. Ale czy zawsze trzeba nagrywać hity?

7,5/10

Radosław Ostrowski