American Gangster

Amerykanie kochają swoich gangsterów do tego stopnia, że mają oni swoją legendę i mit. Był don Corleone, Tony Montana, Henry Hill, John Dillinger czy Al Capone. Do tego grona postanowił dołączyć Frank Lucas, który na początku lat 70. handlował heroiną, która była czystym towarem – bez brudu, zanieczyszczeń itp. O jego opowieści, a także o tropiącym go gliniarzu Richie Robertsie opowiada film Ridleya Scotta.

american_gangster2

Pozornie film wydaje się zlepkiem klisz z opowieści gangsterskich i policyjnych. Z jednej strony mamy wzlot i upadek gangstera, który traktuje swoją profesję jako biznes, jest pragmatyczny oraz stara się zachować niezależność („Człowiek z blizna”, „Chłopcy z ferajny”), z drugiej mamy uczciwego policjanta na czele oddziału antynarkotykowego („Serpico”, „Nietykalni”). Scott opowiada tą historię z perspektywy tej dwójki, która chce na własny sposób spełnić amerykański sen. Dla Lucasa snem jest władza, niezależność oraz szacunek, dla Roberta jest to uczciwość i prawo. Osadzenie tego w realiach lat 70. (świetne stroje, scenografia oraz muzyka z epoki), nadaje pewnego ciekawego posmaku. Nie brakuje tu zarówno scen akcji (dostarczenie pozwu, nalot na kryjówkę Lucasa czy próba zamachu), które trzymają w napięciu i tworzą, choć przez większość wydarzeń pozornie nie dzieję się nic. Obserwacja, inwigilacja, korupcja, mafia, rodzina – ten kolaż broni się świetnie, nie brakuje kilku dobrych dialogów oraz znakomitych scen. Można się na siłę przyczepić, że nie ma tutaj niczego nowego, a zakończenie jest troszkę rozciągnięte, jednak jest to rozrywka z najwyższej półki.

american_gangster1

Największym atutem jest jednak znakomity duet antagonistów. Denzel Washington w roli czarnego charakteru to rzadkość, a jago gangster Frank Lucas jest po prostu bezbłędny. Nie pozbawiony sprytu i inteligencji, traktuje swoją profesję jak człowiek interesu. Facet dba o swoją rodzinę (pomaga im i wykorzystuje do swojego procederu), ale potrafi też być brutalny i bezwzględny (zabicie Tango na ulicy). Rasowy mafiozo. Na podobnym poziomie gra Russell Crowe, który wydaje się tym dobrym gliniarzem z mocnym kręgosłupem moralnym. Jego nie można kupić ani złamać, dociekliwy i konsekwentnie dążący do celu, jednak życie prywatne to rozsypka – nieudane małżeństwo, przypadkowe kobiety. Oglądanie starcia tej dwójki sprawia wielką frajdę, aż trudno mi było kibicować tylko jednej stronie. Poza tym duetem jest też dość mocny drugi plan, gdzie przewija się m.in. Josh Brolin (skorumpowany detektyw Trupo), dawno nie widziany Armand Assante (don Cattano) czy John Hawkes (detektyw Speerman).

american_gangster3

Scott sięga po tradycję kina gangsterskiego i gwarantuje naprawdę świetną rozrywkę. Chciałoby się rzec, że takich gangsterów już nie ma. I takiego kina też nie. Stylowe kino sensacyjna na wysokim poziomie, nawet bardzo wysokim.

8/10

Radosław Ostrowski

W sieci kłamstw

Roger Ferris jest agentem terenowym CIA na Bliskim Wschodzie, zaś jego zadaniem jest schwytanie al-Saleema. Działa ze swoim oficerem prowadzącym Edwardem Hoffmanem, który kontaktuje się z nim na odległość. W końcu Amerykanie proszą o pomoc wywiad Jordanii.

siec1

Ridley Scott to jeden z tych filmowców, których nie można pomylić z nikim innym. Wszechstronnie uzdolniony, sprawny rzemieślnik obracający się po kinie gatunkowym różnej maści. Tutaj próbuje wejść w konwencję thrillera politycznego i przy okazji próba zabrania głosu w sprawie wojny z terroryzmem. Technicznie jest to świetny film (montaż, zdjęcia – kapitalne), zaś sceny rozmów między Ferrisem i Hoffmanem nie pozbawione są pewnego cynicznego humoru. Przy okazji Scott pokazuje nieufność Ameryki wobec sojuszników (ze wskazaniem na wywiad Jordanii), z którymi muszą współpracować, bo znają teren i mentalność i dlatego z nimi współpracują, choć nie zawsze działają równocześnie (próba dorwania wtyczki Jordańczyków w Al-Kaidzie). Widać, że filmowiec stara się zachować obiektywizm i pokazać, że nie wszyscy Arabowie są źli. Ale jednak i tak Amerykanie wygrywają, co trochę budzi niesmak.

siec2

Od strony aktorskiej film jest całkiem przyzwoity. Leonardo DiCaprio powtarza tutaj swoją rolę w „Infiltracji” i daję radę. Nie wie komu może ufać (bo nawet jego szef nie informuje go o wszystkim), świetnie wtapia się w tło i miota się. Misiowaty Russell Crowe jako jego szef jest lepszy – ciągle ze słuchawką w uszach, cyniczny i nie do końca uczciwy. Za to perełką tutaj jest Mark Strong jako Hani – przenikliwy szef wywiadu Jordanii, który ceni sobie lojalność i jest naprawdę cwanym lisem (finał jest jego).

Scott zrobił porządny film, gdzie jest pewna równowaga między dialogami a akcją. Pomysłowo, perfekcyjnie technicznie i ze sporą dawką emocji.

7/10

Radosław Ostrowski