Maria Mena – Growing Pains

growing pains

Maria Mena to jedna z sympatyczniejszych wokalistek współczesnej muzyki pop, która nie wywołuje we mnie irytacji, nie sięga po plastikowe brzmienia, a jej uroczy głos czaruje od pierwszego do ostatniego utworu. Tak było trzy lata temu z „Weapon in Mind”, ale czy z nowym wydawnictwem będzie podobnie?

Otwierający album „Good God” wywołał we mnie konsternację, skręcając w stronę r’n’b z cykaczami, perkusją oraz chórkami w refrenie. Brzmi to całkiem nieźle, ale nie tego oczekiwałem. Lepsze było „The Baby” z delikatną gitarą w tle, by z każdą sekundą przyspieszyć (perkusja). „Leaving You” już wraca do stylistyki r’n’b, gdzie dominują strzelające elektroniką perkusjonalia. I kiedy już traciłem nadzieję, pojawił się singlowy „I Don’t Wanna See You with Her” ze świetnym fortepianem oraz będącymi w tle pasażami elektronicznymi. Równie się wybija przyzwoity „Good or Bad” z płynącymi smyczkami w tle czy stonowany „Not Sober” z wiolonczelą na pierwszym planie. I jest tutaj taka sinusoida między perkusją brzmiącą niczym e współczesnych „czarnych” brzmień z fortepianem oraz smyczkami.

Niby nic nowego, ale brzmi to całkiem przyzwoicie. Do tego bardzo delikatny oraz czarujący wokal Meny, potrafiący obronić każdy utwór, a już końcówka jest rewelacyjna. I brzmi troszkę tak jesiennie (zwłaszcza utwór tytułowy), a płytę zalecam do słuchania na dzisiejszą porę roku.

6,5/10

Radosław Ostrowski

 

Maria Mena – Weapon in Mind

Weapon_in_Mind

Ta wokalistka pochodząca z Norwegii (kraju kojarzonego z łososiem norweskim oraz triem a-ha) przebiła się na cały świat utworem „All This Time” w 2008 roku, pochodzącym z czwartej płyty. Bardzo uznana w swoim kraju nadal nagrywa i właśnie teraz ukazał się jej szósty album „Weapon of Mind”.

Za produkcję odpowiada stały współpracownik – Martin Sjolle. I nie będę oszukiwał, jest t popowa płyta. Czy znaczy, że dobra?  Na pewno nie wywołująca rozdrażnienia czy irytacji, a to już coś. Dominuje tutaj fortepian, który tutaj pojawia się niemal cały czas. Owszem, jest tutaj elektronika, jednak nie jest ona ani agresywna, nie wywoływała też rozdrażnienia uszu („I Always Liked That”), choć zdarzały się pewne niewypały (paskudna perkusja oraz dźwięki w „You’re All Telling Stories”). Pojawia się też delikatna gitara elektryczna („You Make Me Fell Good”), smyczki (poruszający „Lover Let Me In”), zaś całość wypada całkiem przyzwoicie, ku mojemu zaskoczeniu. Tych 13 piosenek w większości słucha się naprawdę nieźle,  dodatkowo okraszone bardzo delikatnym, wręcz dziewczęcym głosem Marii oraz solidnymi tekstami mówiącymi o tym, co w większości muzyki.

Owszem, nie jest to idealna pozycja, ale to naprawdę przyjemny album popowy, co nie dzisiaj nie zawsze się udaje. Tutaj akurat wyszło.

7/10

Radosław Ostrowski