
Maria Mena to jedna z sympatyczniejszych wokalistek współczesnej muzyki pop, która nie wywołuje we mnie irytacji, nie sięga po plastikowe brzmienia, a jej uroczy głos czaruje od pierwszego do ostatniego utworu. Tak było trzy lata temu z „Weapon in Mind”, ale czy z nowym wydawnictwem będzie podobnie?
Otwierający album „Good God” wywołał we mnie konsternację, skręcając w stronę r’n’b z cykaczami, perkusją oraz chórkami w refrenie. Brzmi to całkiem nieźle, ale nie tego oczekiwałem. Lepsze było „The Baby” z delikatną gitarą w tle, by z każdą sekundą przyspieszyć (perkusja). „Leaving You” już wraca do stylistyki r’n’b, gdzie dominują strzelające elektroniką perkusjonalia. I kiedy już traciłem nadzieję, pojawił się singlowy „I Don’t Wanna See You with Her” ze świetnym fortepianem oraz będącymi w tle pasażami elektronicznymi. Równie się wybija przyzwoity „Good or Bad” z płynącymi smyczkami w tle czy stonowany „Not Sober” z wiolonczelą na pierwszym planie. I jest tutaj taka sinusoida między perkusją brzmiącą niczym e współczesnych „czarnych” brzmień z fortepianem oraz smyczkami.
Niby nic nowego, ale brzmi to całkiem przyzwoicie. Do tego bardzo delikatny oraz czarujący wokal Meny, potrafiący obronić każdy utwór, a już końcówka jest rewelacyjna. I brzmi troszkę tak jesiennie (zwłaszcza utwór tytułowy), a płytę zalecam do słuchania na dzisiejszą porę roku.
6,5/10
Radosław Ostrowski

