Debiutantka

Kiedy poznajemy Ewę, wysiada z pociągu w Trójmieście. Wygląda jak chłopczyca (krótka fryzura, dżinsowe spodnie), nosi duży plecak i wydaje się, że troszkę czasu tu spędzi. Została zatrudniona przez Jerzego – wielkiego mistrza architektury. Pracuje nad swoim nowym dziełem, czyli projektem muzeum morskiego. Powoli zaczyna zdobywać zaufanie Jerzego, który proponuje wprowadzenie się do jego domu. Tam przebywa jego młoda żona, a także jest asystentka, co tworzy dość dziwny układ.

debiutantka1

Barbara Sass uważana była za specjalistkę od tzw. kina kobiecego, czyli filmów z postaciami żeńskimi w rolach głównych. Nie inaczej jest w „Debiutantce”, czyli psychodramie rozpisanej na trzy kobiety oraz jednego mężczyznę, który – w pewnym sensie – ma nad nimi władzę. I ta dziwaczna, toksyczna relacja zostaje zaburzona z pojawieniem się Ewy. Młoda, ambitna, twardo dążąca do celu kobieta staje się zagrożeniem dla Marii, bardzo silnie związana z Jerzym, niemal kontrolująca jego życie, pracę. Niby jest jeszcze bardzo młoda żona, jednak jest tak naiwna, wręcz dziecinna. Nawet nie zauważa, że jej mąż ma kochankę. Ale to wszystko jest widoczne w drobnych scenkach, gestach oraz spojrzeniach, pozornie nieistotnych (scena, gdy Maria „tańczy” przy drzwiach), jednak coraz bardziej atmosfera robi się nieprzyjemna. To musi się skończyć w jeden sposób, czyli któraś z pan nie wytrzyma tego stanu rzeczy.

debiutantka2

Sama intryga sprawia wrażenie pokazanej w bardzo chłodny, wręcz zimny sposób, przez co wiele rzeczy może umykać. Sass wiele rzeczy nie pokazuje w kadrze i to dla wielu osób może być dezorientujące, niemniej warto skupić się podczas seansu. Wszystko okraszone jest krótkim tematem muzycznym, który rzadko się pojawia, ale zawsze w istotnych momentach. Reżyserka przy okazji zadaje bardzo ważne pytanie: czy warto wszystko poświęcić dla mężczyzny? Zwłaszcza, jeśli on traktuje je w sposób dość mechaniczny, egoistyczny? Wymagając od niej pełnego oddania oraz poświęcenia się? Niby to retoryczne pytanie, ale odpowiedź nie jest wcale taka prosta.

debiutantka3

I mamy tutaj prawdziwy koncert aktorski. Błyszczy bardzo powściągliwa Dorota Stalińska, chociaż w sposobie mówienia słychać pewne rozedrganie. Absolutnie porywa jako kobieta próbująca zachować niezależność, ale jest zafascynowana geniuszem mężczyzny. Równie świetna jest Elżbieta Czyżewska w roli Marii – pozornie chłodnej, ostrej w języku kobiety. Jednak to wszystko jest tak naprawdę tylko maską, skrywającą nieszczęśliwą, wręcz przyzwyczajoną do pewnego stanu rzeczy osobą. Jedyną odstającą postacią jest żona (Bożena Adamek), ale to wynikało z faktu, że nie byłem w stanie polubić tej postaci. No i wisienka na torcie w postaci niezawodnego Andrzeja Łapickiego w roli Jerzego – człowieka otoczonego wielkim kultem, ale tak naprawdę działającego bardzo destrukcyjnie na wszystkich dookoła. Obojętny, nie idący na układy, sprawiający wrażenie troszkę nieporadnego, w rzeczywistości wymaga najbardziej oddania oraz posłuszeństwa.

„Debiutantka” może być dobrym tytułem, od którego zaczęłaby się przygoda z Barbarą Sass. Niby czasy się zmieniły, ale jak widać pewne pracownicze praktyki oraz skomplikowane relacje damsko-męskie pozostają ponadczasowe, co podkreśla słodko-gorzki finał. I to nadal potrafi uderzyć.

7/10

Radosław Ostrowski

Zwolnieni z życia

Wigilia roku 1989. Marek Wysocki wydaje się zwykłym, szarym elektrykiem. W ten dzień pewna kobieta prosi go o pomoc w naprawie światła. Ale prośba okazuje się być zasadzką dokonaną przez oficera UB. Pobity mężczyzna trafia na śmietnik, a sprawcy są przekonani o zgonie. Ale Marek zostaje ocalony przez tajemniczą kobietę zwaną „Francuzką” i trafia do szpitala z amnezją. Zarówno brat Marka – opozycjonista, jak i sprawcy próbują go odnaleźć.

zwolnieni_z_zycia1

Lata 90. w polskim kinie to był czas pewnego dziwnego zawieszenia, próbując odnaleźć się w ten kompletnie nieznanej, nowej i teoretycznie wspaniałej rzeczywistości. Jednak wszystko okazało się jeszcze groźniejsze, bardziej niebezpieczne. I to ten stan przełomu próbuje pokazać Waldemar Krzystek. „Zwolnieni z życia” to dziwna mieszanka, nawet jak na tamte czasy. Z jednej strony jest wątek kryminalny związany z nową władzą i weryfikacją dawnych ubeków, mających zostać zastąpieni przez nową formację. Ci próbują zniszczyć kompromitujące ich materiały i zastraszyć świadków swoich zbrodni, a opozycja próbuje swoimi „zbyt miękkimi” sposobami wyrównać rachunki. Jednak dla reżysera najważniejszy jest Marek, który znajduje się na marginesie społeczeństwa oraz tajemnicza Francuzka, biorąca go do swojego domu. I ta relacja oraz powolne dojście bohatera do swojej pamięci stanowi prawdziwe clou. Dla wielu osób ta przeplatanka może wywołać dezorientację, bo nie do końca wiadomo na czym się skupić, lecz w tym wariactwie oraz chaosie jest metoda.

zwolnieni_z_zycia2

Reżyser całkiem nieźle buduje napięcie, w czym pomaga mu zgrabny montaż (przebitki z przeszłości, spowodowane usłyszanymi słowami czy przedmiotami) oraz bardzo gwałtowna muzyka Zbigniewa Preisnera. Troszkę wrażenie psuje lekko telewizyjna praca kamery, która jest mocno skupiona na twarzach i bardzo statyczna, ale za to wszystko jest porządnie udźwiękowione (!!!). I do tego miejscami gorzki humor jak w scenie na komisariacie, gdzie padają słowa o zwycięstwie. To nadal mocna scena, nie tracąca swojej aktualności.

zwolnieni_z_zycia3

Krzystek za to ma bardzo dobrą rękę do aktorów. Świetnie wypada Jan Frycz, którego przemiana od zagubionego, nieufnego, mamroczącego faceta aż do powoli łączącego fakty mężczyzny budzi uznanie. Trudno kwestionować jego stan psychiczny, a wszystkie emocje są czytelne. Jednak film kradnie bardzo wycofana Krystyna Janda, która ekspresyjność zastępuje słowotokiem. „Francuzka” z jednej strony wydaje się jedyną normalną w tym postrzelonym świecie, ale skrywa pewną tajemnicę, a jej opowieści tylko wywołują mętlik w głowie. Niemniej trudno od Jandy oderwać oczy. Drugi i trzeci plan jest pełen rozpoznawalnych twarzy, z których największe wrażenie robi śliski Mariusz Benoit (kapitan UB) oraz Gabriela Kownacka (żona kapitana), tworząc dość mroczny duet.

Troszkę zapomniany i ku mojemu zdumieniu intrygujący film Krzystka potrafi zaskoczyć oraz kilka razy podnosi stawkę, a jednocześnie stanowi próbę spojrzenia na nowy świat, gdzie panują stare porządki. Nie jest to tak drapieżne jak „Psy”, niemniej potrafi zaangażować, a to już coś.

7/10

Radosław Ostrowski