Mark Lanegan – Imitations

Imitations

Albumy z coverami zawsze są trudno w ocenie, bo wydają się tylko skokiem na kasę, bez względu na to, kto je wykonuje. Choć są tacy twórcy, którzy potrafią wyjść z twarzą. Czy do tego grona można dołączyć Marka Lanegana.

Koncepcja na wybór piosenek do „Imitations” była dość prosta. W większości są to piosenki z kolekcji muzycznej rodziców wokalisty oraz zaprzyjaźnionych wykonawców jak Nick Cave, The Twilight Sisters czy Chelsea Wolf. I tak wybrano 12 piosenek, które są utrzymane w folkowo-bluesowej stylistyce. Dominuje tutaj gitara akustyczna albo delikatnie grająca elektryczna („Solitaire”), czasami skręcając w stronę country („Solitare”, akustyczne „You Only Live Twice”), z domieszką elektroniki („Elegie Funebre” z zapętlającą się gitarą w tle), ładne smyczków („I’m Not The Loving Kind”), trąbki („Brompton Oratory”). Brzmieniowo jest dość spokojnie, ale aranżacje są tak sprytnie zrobione, że słucha się tego naprawdę dobrze i z przyjemnością, dlatego trudno wyróżnić jakąkolwiek piosenkę.

Zaś sam głos Lanegana może się kojarzyć z Tomem Waitsem sprzed czasów wielkiej popijawy. Lekko brudny, ale poruszający, delikatny, czasem ekspresyjny. Ale nigdy nie wypada sztucznie czy nieprawdziwie.

„Imitations” brzmią dość elegancko i potrafią zaskoczyć. Po tej płycie mogę jedno już na bank powiedzieć: jesień się zbliża, wbrew kończącej całość „Autumn Leaves”. I na najbliższe chłodne wieczory, to odpowiednia propozycja.

7/10

Radosław Ostrowski