W bagnie Los Angeles

Był kiedyś taki czas, że kino noir (czarny kryminał) było czymś bardzo popularnym. Ten filmowy gatunek swoje najlepsze lata osiągnął w latach 40. i 50., stając się czymś absolutnie świeżym, niejako portretując te realia. Zdegenerowane miasto, będące symbolem dżungli oraz walki o przetrwanie, cyniczni twardziele, femme fatale, niekompetentna, brutalna policja oraz kwestie zaufania, lojalności. Później jednak powstawały mutacje tego gatunku w latach 60. oraz 70. (m.in. „Długie pożegnania” Altmana czy „Chinatown” Polańskiego), a nawet późniejszych pokroju „Tajemnice Los Angeles” czy osadzeniem elementów tego gatunku w czasach współczesnych („Kto ją zabił” Riana Johnsona lub niedawne „Tajemnice Silver Lake”). Jednak wiele filmów z tego gatunku zostało troszkę zapomniane, bo nie trafiły w swój czas. Czy tak jest z nakręconym w połowie lat 90. „W bagnie Los Angeles” według powieści Waltera Mosleya?

bagno la1

Akcja toczy się w słonecznym Los Angeles roku 1948. Tutaj żyje Ezekiel „Easy” Rawlins – weteran wojenny, mający własne mieszkanie (wzięte w hipotekę) i próbujący jakoś znaleźć pracę. Z nią jest ciężko, bo jest czarnoskóry. Poszukiwanie pracy odbywa się w lokalu Joopy’ego, gdzie zbierają się ludzie. I nagle do knajpy wchodzi biały mężczyzna – pan Albright, który ma pieniądze oraz pewien problem. Jego zleceniodawca, niedoszły kandydat na urząd burmistrza szuka swojej narzeczonej, która zaginęła bez śladu. Podobno lubi kręcić z czarnoskórymi ludźmi.

bagno la2

No nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że sprawa ma swoje drugie dno. Intryga jest odpowiednio zaplątana, gdzie politycy, gangsterzy i biznesmemi zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wszelkie układy, powiązania, tajemnice mogą wywoływać dezorientację, ale nigdy nie czułem się zagubiony. Wiadomo, że musi dojść do zdrady, przyjaciele wykorzystują bohatera, zaś zaufanie to waluta nieprzydatna w tym świecie. Pojawią się trupy, policja podejrzewa Easy’ego (bo wiadomo, czarny zawsze jest winny) i tak naprawdę jest się zdanym tylko na siebie. Standard gatunku okraszony narracją naszego bohatera z offu, który nie kłuje w uszy. Bardziej mi się podobała stylizacja na lata 40., gdzie w tle gra jazz, poruszają się auta z epoki, neony świecą, a w knajpach jest wyczuwalny dym z papierosów. No i broń też jest odpowiednia. Tak samo podobają mi się stylowe zdjęcia.

bagno la3

Udało się też zebrać aktorów z wysokiej półki, którzy pasują do tego klimatu. Kolejny raz klasę potwierdza Denzel Washington w roli Easy’ego, czyli naszym domorosłym detektywem, lawirującym między wszystkimi stronami. Zazwyczaj spokojny, ale robi wrażenie, gdy używa krzyku oraz gróźb, co dodaje także wiarygodności. Tutaj film kradnie dwóch facetów, czyli Tom Sizemore oraz Don Cheadle. Ten pierwszy początkowo wydaje się spokojny, jednak ma w sobie pewien rys psychopaty, co budzi przerażenie, zaś ten drugi jest o wiele bardziej narwany oraz chętnie korzystający z broni. Dobrze też wypada Jennifer Beals w roli naszej femme fatale, choć pojawia się rzadko.

Los Angeles nadal pokazuje swoje brudne oblicze, a sam film pozostaje troszkę niedocenionym. „W bagnie Los Angeles” wsysa jak bagno, choć wątek rasizmu nie jest mocno nachalny. A tego się troszkę obawiałem.

7/10

Radosław Ostrowski

Hazardzista

Dan Mahoney wydaje się na pierwszy rzut oka szarym człowiekiem, nie wyróżniającym się z grona innych szarych ludzi na świecie. Pracę też ma szarą – jest bankierem w Kanadzie. Niedawno awansował na stanowisko młodszego wspólnika i zajmuje się poważnym rachunkiem. Ale – jak każdy człowiek – ma też swoje sekretne życie. A tam dominuje jedna rzecz, czyli hazard. Od kiedy gra w kasynie, obstawia wyścigi i przegrywa kolejne pieniądze. Hazard plus dostęp do kont daje bardzo niebezpieczną mieszankę.

hazardzista1

Dla reżysera Richarda Kwietniowskiego, historia Mahoneya mogła być pretekstem do różnych konwencji. Mógł to być dramat sensacyjny, pokazujące finansowe przekręty bankiera, policyjnego śledztwa, ale tak naprawdę kryminalny wątek jest tak naprawdę tylko pretekstem. Reżyser bardziej skupia się na psychologicznym stanie bankiera, który już dawno przekroczył linię oddzielającej jego nałóg od życia. Kiedy nałóg przejął nad jego życiem kontrolę – tego nie wiemy, ale Mahoney wydaje się być tego świadomy. Doszedł do tego stopnia, ze hazard jest nierozerwalną częścią, wręcz sensem życia. Sama historia jest oparta na pewnej rutynie: praca, kontakty z bukmacherem (Frank Perlin), wyjazd do Atlantic City, powrót (już spłukany). I tak w kółko, w kółko aż do gry wkracza policja oraz szef kasyna, Victor Foss. Mimo tego spokoju, wręcz rutynowego rytmu, „Hazardzista” potrafi wciągnąć swoim klimatem, coraz większym poczuciem paranoi i pytaniem: czy tym razem się uda wyjść z wygraną? A może nie ma już wyjścia i Mahoney skończy bardzo brutalnie?

hazardzista2

Film ma w sobie pewien hipnotyzujący, w czym pomaga bardzo pulsująca muzyka (elektroniczno-jazzowy sznyt) oraz zgrabny montaż. Kwietniowski bardzo sugestywnie pokazuje coraz bardziej nakręcające się stadium uzależnienia, gdzie nasz bohater kompletnie nie dostrzega problemu i rani kolejne osoby, próbujące mu pomóc. Co takiego jest w tym stole, ze nasz bohater u psychiatry przyznaje, ze najbardziej ekscytujące przeżycie – poza hazardem w skali 1-100 dostaje 20, a hazard maksa?

hazardzista3

Ale film ma jeden mocny atut, którego nie waha się użyć – Philipa Seymoura Hoffmana. W jego wykonaniu Mahoney może i sprawia wrażenie niepozornego grubaska w okularach. Ale kiedy zacznie grać, staje się zupełnie kimś innym – te drobne ticki, rozpędzone i galopujące oczy oraz chłodna twarz tworzą bardzo niebezpieczną mieszankę. Aktor kradnie każdy ekran, tworząc bardzo skomplikowany portret nałogowca, znajdującego się w sytuacji już bez wyjścia. Poza nim trzeba docenić łasicowatego Johna Hurta (szef kasyna Victor Foss) oraz bardzo ciepłą Minnie Driver (Belinda).

„Hazardzista” wydaje się pozornym, skromnym filmem, ale ma w sobie coś tak intrygującego, wręcz uzależniającego. Bardzo sugestywne, mroczne stadium, chociaż pozornie zakończone happy endem, który nie jest dany raz na zawsze.

7,5/10

Radosław Ostrowski