Zrobienie dobrej adaptacji gry komputerowej to zadanie, które przez długie lata wydawało się niewykonalne. Aczkolwiek zaczęły w ostatnich latach powstawać co najmniej przyzwoite produkcje, głównie na polu animacji („Angry Birds”) czy serialach pokroju „Castlevanii”. Filmy z żywymi aktorami nie miały aż tyle szczęścia. Aż do teraz, choć tej gry akurat nie znałem.

Dzieło Josha Rubena to mieszanka horroru, czarnej komedii i… kryminału. Akcja „Wilkołaków…” toczy się w małym miasteczku Beaverfield, gdzie trafia nowy strażnik leśny Finn (Sam Richardson). Sama miejscowość jest mocno podzielona, a wszystko z powodu mającej przejść rury z ropą. Część mieszkańców (spora) widzi szansę na poprawę swojego materialnego bytu, zaś garstka (para gejów, doktor od ekologii) stoi po stronie przyrody. Innymi słowy, społeczeństwo jest podzielone. Ale sprawa mocno się komplikuje, kiedy jeden z mieszkańców (mąż właścicielki pensjonatu) zostaje znaleziony martwy, zaś pies dość ekscentrycznej kobiety znika. By było jeszcze gorzej, pojawia się potężna śnieżyca, która zasypuje drogi.

Jeśli akcja toczy się w (dużej części) zamkniętej przestrzeni, gdzie każdy staje się podejrzanym, inspiracja może być tylko jedna: Agatha Christie. Do tego dorzućmy, że zabójca jest wilkołakiem (polski tytuł już to zdradza, więc nie mówcie mi o spojlerach), to atmosfera robi się od razu gęstsza. Reżyser chętnie podrzuca horrorowe elementy (z naprawdę skutecznymi jump-scare’ami), myli tropy i cały czas podpuszcza. Bo może niby wilkołak jest (badania śladów przez dr Elis), ale może ktoś tutaj podpuszcza i prowadzi własną grę. Ktoś cały czas szczuje na siebie mieszkańców, chcąc pokazać ich obłudę, podłość oraz ich najgorsze cechy. Jest w tej grupie jeszcze odludek, Emerson Flint, mający jedną pasję – polowanie.

Ale najważniejszymi postaciami jest tutaj duet nowych mieszkańców, czyli strażnika Finna oraz listonoszki Cecily (znakomita Milana Vayntrub). Oboje wydają się bardzo sympatyczni, choć różni od siebie jak noc i dzień. On bardzo niepewny siebie, po rozstaniu z dziewczyną, niezbyt rozmowny. Ona bardzo przebojowa, otwarta i wręcz rozbrajająca. Reszta postaci to bardziej lub mniej zakręcone osobowości – ekscentryczne do granic możliwości (mechaniczka i jej facet-redneck, małżeństwo z fiksacją na punkcie pieska, para gejów, organizator inwestycji, naukowiec). Każde z nich ma swoje pięć minut na zabłyśnięcie oraz mocno zapadają w pamięć. A nie jest to takie łatwe, jakby się mogło wydawać.

Wszystko jest tu świetnie wyreżyserowane i napisane, pełne czarnego humoru oraz różnych przewrotek. Nie zapomina się o krwi czy klimacie niepokoju, jednak jest to mocno wzięte w nawias, by traktować to zbyt poważnie. Wariacki komedio-horror na wieczór będzie idealny. Czyżby najlepsza adaptacja gry komputerowej? Dla mnie na pewno, choć nie grałem w tą grę.
8/10
Radosław Ostrowski



