Snowman – Gwiazdozbiór

e9cf8240-0445-4f66-ae32-574a841a2477

O zespole Snowman stało się tak naprawdę głośno z powodu faktu, iż wokalista tej grupy – Michał Kowalonek, zastąpił Artura Rojka w roli wokalisty zespołu Myslovitz. Czy to znaczyło, ze macierzysta formacja Kowalonka miałaby zawiesić działalność? Jak wynika z wydania nowej, trzeciej płyty, odpowiedź wydaje się oczywista. A co proponuje „Gwiazdozbiór”?

Od strony producenckiej kwartet z Poznania wsparł Leszek Biolik (basista Republiki), więc można było być spokojnym, że to dalej będzie dobre, melodyjne, gitarowe granie. Aczkolwiek otwierający całość „Nie mogę oddychać” prowadzony jest przez fortepian, który pod koniec rozsadza piosenkę. Tak samo szybkie (już z gitarą na froncie) „Moje miasto”, gdzie dostajemy zgrabne solo na saksofonie. Rozluźnienie daje skoczny, gwizdany „Znów jesteś sobą” niczym w klasycznym rock’n’rollu z delikatnym finałem. „20 tys. chwil podwodnej żeglugi”, bardziej skręca w stronę minimalistycznej elektroniki, by coraz więcej miejsca dać dla gitary (coraz bardziej pobrudzonej z „chropowatą” elektroniką) i wystrzelić kolejne pole dla saksofonu. To zdecydowanie najlepszy numer w zestawie, chociaż synth popowe „Mów do mnie” też intryguje, gdzie gitara zaczyna powoli szaleć. Bardziej magiczną aurę tworzy „Ocean nieba”, gdzie wszystkie instrumenty czarują (zwłaszcza szybka perkusja i pianino w tle) czy strzelający „Spadam z nieba”. Ale to i tak nic przy „Gwiazdozbiorze Strzelca” – początkowo wyciszony i stonowany, a w refrenie stawał się coraz bardziej epicki oraz pełen ognia. I w zasadzie na tym mogłoby się to wszystko skończyć, ale Bałwanek dodał jeszcze na finał „Syrię”. Nie pozbawiona jest odrobiny siarki (mocna, lecz skoczna elektronika), a nawet sekcja rytmiczna po minucie rozkręca się gwałtownie, a nawet gitara daje do pieca, lecz poprzedni utwór bardziej zmiażdżył.

Sam Kowalonek prowadzi swoim delikatnym (ale nie pozbawionym pazura) wokalem tworzy bardziej intymną atmosferę, która nie gryzie się z graniem reszty składu. Do tego intrygujące i frapujące teksty tworzą bardzo zgrabną mieszankę, której pozazdrościłaby niejedna gwiazda muzyki.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Myslovitz – 1.557

Myslovitz__1.577

W zeszłym roku doszła dość porażająca wiadomość: zespół Myslovitz opuścił Artur Rojek. W takich sytuacjach są dwa wyjścia: albo kończymy działalność i idziemy na emeryturę albo ciągniemy to dalej i szukamy kogoś nowego. Członkowie zespołu zrobili to drugie i zamiast Rojka pojawił się Michał Kowalonek z zespołu Snowman. I teraz wyszła nowa płyta zespołu z nowym wokalistą. Jaki jest tego efekt?

Album ma 10 piosenek w pop-rockowej estetyce, czyli jest to bardzo delikatnie brzmiąca gitara elektryczna, nadal zmieszana z elektroniką i basem. Niby to brzmi inaczej, ale po staremu. Nadal nie brakuje prostego grania, z ciekawymi aranżacjami (gitary w „Być jak John Wayne” oraz ciekawy riff pod koniec) oraz klawiszami. Nie brakuje skrętów w stronę nowej fali („Koniec lata”), skocznych melodii (zapętlająca się perkusja i klawisze w singlowym „Prędzej, później, dalej” czy „Wszystkie ważne zawsze rzeczy”), gitara potrafi jeszcze zaszaleć („Telefony”), perkusja szybko wali („Trzy procent”, „Być jak John Wayne”). Nudno nie jest, może trochę za spokojnie, ale to na szczęście jedyna poważna wada. Muzycy jednym słowem dają radę.

Także teksty też są ciekawe, nie przynudzają i nie drażnią jakimiś rymami. Ale najważniejszą sprawę zostawiłem na koniec. Wielu bardzo obawiało się nowego wokalisty – Michała Kowalonka. Wynikało to z bardzo rozpoznawalnego głosu poprzednika, ale moim zdaniem „nowy” wybronił się i śpiewa naprawdę dobrze. Szepcze („Koniec lata” czy „Telefony”, gdzie trochę przypomina Lecha Janerkę), jest bardziej delikatny od Rojka („Trzy sny o tym samym”) i nie próbuje go naśladować, co dla mnie jest zaletą.

Stwierdzam krótko: „1.557” to nowy początek dla zespołu Myslovitz, a Kowalonek okazał się nie gorszy od Artura Rojka. Kolejna udana płyta tego zespołu.

8/10

Radosław Ostrowski