Michele McLaughlin – Waking the Muse

Waking_the_Muse

Zostawmy teraz święta i takie tam bzdety. Czas na coś bardziej delikatnego, mnie kłującego w uszy i najlepiej bez słów. Dlatego natrafiłem na płytę pianistki Michele McLaughlin, którą poznałem w zeszłym roku.

„Waking the Muse” to kolejny instrumentalny album w całości oparty na fortepianie. I jak ten instrument gra? Bardzo dobrze i przede wszystkim różnorodnie. Od mocnych uderzeń zagranych bardzo szybko (utwór tytułowy, „Misty Fjords”) przez stonowane i bardziej melancholijne dźwięki („A Different Radiance”) oraz wypadkowa obydwojga (walczyk „Radiance” czy mieszające tempo „Spiritual Awakening”). Tytuł każdego utworu jest kluczem do tego, co mamy usłyszeć, gdy zamkniemy oczy – wtedy dźwięki fortepianu malują obrazy (pod warunkiem, że posiadamy wyobraźnię jeszcze), a jednocześnie jest to bardzo kojąca i piękna muzyka, której słucha się dobrze, ale raczej tylko w pojedynkę. I choć za oknami zima (powiedzmy, bo śniegu już tam niewiele zostało) to ten album jest naprawdę ciepły, wręcz gorący od emocji malowanych za pomocą tylko jednego instrumentu. Nie brakuje też podniosłości („Graditute”), nadziei („Until We Meet Again”) czy radości („The Little Red Bird”) – taka różnorodność i emocjonalny wachlarz są zdecydowanie na plus wydawnictwa, które szczerze polecam ludziom szukając wyciszenia, stonowania i czegoś mniej oczywistego.

8/10

Radosław Ostrowski


Michele McLaughlin – Breathing in the Moment

breathing_300x300

Muzyka instrumentalna jest dość trudna w ocenie. Bo jak opisać samą muzykę, bez słów, wokaliz, gdzie jest tylko instrument. Właśnie na taki album trafiłem, zaś jego autorką jest niejaka Michele McLaughlin, której dorobek i twórczość jest mi obca.

Z informacji umieszczonych na jej stronie internetowej wynika, że jest uznaną pianistką oraz kompozytorką, która nagrała do tej pory pięć płyt. Najnowsza zawiera 15 kompozycji rozpisanych na fortepian i… nic więcej. Każdy z tych utworów ma inną tonację i tempo – od bardzo spokojnych pasaży („Breathing in the Moment”, „The Beauty Within”), bo bardziej dynamiczne kompozycje („Stargazing” czy „Sisters” – obie idące w stronę walca) czy zmiany tempa w trakcie („Finding Balance”). Kompozycje te mają w sobie coś urzekającego i nie ma tu miejsca na nudę. Dużo tutaj pewnej melancholii („The Life Cycle”), trochę to przypomina utwory Mychaela Nymana, choć tutaj jest trochę delikatniej i przyjemniej. Wszystko to jest pięknie zagrane i skomponowane i nie brakuje tu zwyczajnie ślicznych melodii („Trilogy”, „The Joy of Chldhood” czy „Breaking Free”).

Taką muzykę albo się kupuje albo nie. Nie jest monotonna, ani skomplikowana, jednak wymaga ona skupienia. I pozwala na złapanie oddechu w tym goniącym świecie. Jeśli chcecie się wyciszyć, to propozycja idealna.

8/10

Radosław Ostrowski