Midge Ure – Orchestrated

orchestrated-midge-ure-1159157

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów popu lat 80., frontman legendarnej grupy Ultravox Midge Ure tym razem poszedł w stronę, jaką wybierają muzycy od bardzo dawna. Nagrał album z orkiestrą symfoniczną z aranżacjami autorstwa Ty Urwina, a całość nagrano w Sofii. Jak wypadają orkiestrowe wariacje klasyków new romantic?

Na sam początek dostajemy dostojny, wręcz majestatyczny “Hymn” z mocnym uderzeniem w postaci perkusji oraz smyczków. Wtedy następuje wyciszenie, wchodzi fortepian oraz delikatny głos Ure’a (jedyny w swoim rodzaju), powoli wpuszczając inne instrumenty, by wrócić z tym stylem, znanym ze wstępu. To robi piorunujące wrażenie, tak jak “Dancing with Tears in My Eyes”, będące bardziej delikatne od oryginału, ale posiadające potężny ładunek emocjonalny. Pozornie plumjający “Breathe” ma w sobie mnóstwo ciepła oraz bardzo koi zmysły, w przeciwieństtwie do mrocznego “Man of Two Words” z dudami wplecionymi w refren, a takze prześlicznego “If I Was” oraz zachowującego swój elektroniczny klimat “Vienny”. Nakręcający się, spektakularny “The Voice”. Z całego zestawu warto wspomnieć nową kompozycję “Ordinary Man”, miejscami horrorowy “Death in the Afternoon” (ten wstęp potrafi wzbudzić suspens) czy finałowy “Fragile”.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co Midge Ure potrafi zrobić ze swoim głosem. Nadal magnetyzuje I posiada tyle charyzmy, że można obdzielić dziesiątki wykonawców. Brzmi to po prostu pięknie i żadne słowa nie będą w stanie tego oddać.

8/10

Radosław Ostrowski

Midge Ure – Fragile

FragileUre

To jeden z tych głosów, których nie trzeba przedstawiać. Legendarny frontman zespołu Ultravox, który po rozpadzie w latach 90. (a także wcześniej) nagrywał solowe płyty. Po reaktywacji swojej macierzystej formacji, Ure postanowił wydać solowy materiał.

Jeśli myślicie, że doszło do zmiany stylistyki, popełniacie wielki błąd. To nadal muzyka elektroniczna, zmieszana z gitarowymi popisami Midge’a. I ta mieszanka działa już w otwierającym całość „I Survived”, gdzie dominują delikatne syntezatory oraz łagodny fortepian, natomiast pod koniec wyraźnie zaznacza swoją obecność gitara elektryczna. Znacznie agresywniejsze jest „Are We Connected”, gdzie to gitara jest dominująca nad elektronicznymi pasażami, choć nie brakuje tez i bardziej wyciszonych fragmentów jak „Let It Rise” z delikatnymi dźwiękami gitar oraz rytmicznymi, elektronicznymi wstawkami, „Star Crossed” czy mroczniejszy „Dark, Dark Night” z pulsującą perkusją oraz nakładającymi się gitarami. Niestety, nie brakuje też utworów, które ocierają się mocno o tandetę jak singlowy „Become” jakby żywcem wzięty z lat 80., tylko brzmiący bardziej topornie. Jednak dla mnie największą niespodzianką był instrumentalny „Wire and Wood” z akustycznym wstępem oraz pięknie zgranymi smyczkami z fortepianem.

Jednak jest to album zdecydowanie bardziej wyciszony, miejscami mocno intymny i raczej mało przebojowy. Jednak Ure nadal ma ten przyciągający głos (miejscami trochę modyfikowany cyfrowo), a i same melodie są naprawdę interesujące. 10 utworów (bo są dwa instrumentalne) sprawia zaskakująco przyjemny czas. Raczej dla fanów samego Ure’a niż Ultravox.

7/10

Radosław Ostrowski