Brodka – Clashes

ru-0-r-650,0-n-Ns2225297l0Wt_brodka_clashes_okladka_tracklista_i_cena_nowej_plyty_2016

Żadna polska w ostatnich latach nie zrobiła takiego zamieszania na scenie jak Monika Brodka. Gdy sześć lat temu wyszła „Granda”, nikt nie spodziewał się takiej alternatywnej petardy. Minęło jednak od tego czasu wiele i fani czekali na powtórkę emocji, a sama artystka była gotowa na podbój świata.

Za produkcję „Clashes” odpowiada Noah Georgeson – amerykański wokalista i gitarzysta, który współpracował m.in. z The Strokes czy Charlotte Gainsbourg. I ten amerykański duch jest mocno obecny, co nie objawia się tylko obecnością gitar. Zaczyna się jednak od onirycznego „Mirror Mirror” z uwodzącymi cymbałkami oraz brzmieniem, niemal ze starej płyty (te nakładające się głosy). Singlowe „Horses” i „Santa Muerte” to z jednej strony bardziej melodyjne utwory ze świetną sekcją rytmiczną, z drugiej kontynuują szlak wyznaczony przez openera, co wyczuwa się w dźwiękach klawiszy. Mroczniejszy jest „Can’t Wait for War” z dęciakami oraz marszową perkusją, zapowiadającą najgorsze czy oparty na akordeonie wspieranym przez oszczędną perkusję „Holy Holes”. Dołącza do nich dziwnie pobrudzona gitara, tworząca nieprzyjemna aura.

I nawet spokojniejsze utwory jak hipnotyzujące „Haiti”, podskórnie wprowadzają w niepokój, co jest zasługą wszelkiego rodzaju echa w tle (chórki) oraz oszczędnego dawkowania instrumentów czy „Funeral”, bardziej idący w stronę Skandynawii (klawisze, dzwonki, chórki). Na szczęście jest też jeden radosny i skoczny numer, czyli „Up in the Hill” z gwizdami, gitarą i dynamiczniejszą perkusją, gdzie czuć ducha starego rock’n’rolla czy niemal punkowy „My Name is Youth” (szkoda, że taki krótki i gwałtownie przerwany), wyciszony przez ascetyczne „Kyrie” (wokaliza i gitara).

Całość jest spójna i strasznie klimatyczna, a sama Brodka idzie w zupełnie nieoczywistym kierunku. Jej śpiew bywa czasami oniryczny, idealnie współgrający z kompozycjami. Uwodzący, bardzo delikatny, przestrzenny, a jej angielski jest kompletnie bez zarzutu.

„Clashes” to mocne wydawnictwo, gdzie wszystkie elementy dopieszczono, nie ma poczucia wstydu, i polskiego kompleksu. Poziom światowy, gdzie amerykańska gitara miesza się ze skandynawskim klimatem, trzymający w klinczu do samego końca. Album wielokrotnego użytku, do którego będę jeszcze wracał.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski