Nas – Illmatic XX

Illmatic

Ten album był jedną z najlepiej przyjętych przez prasę i krytykę płyt hip-hopowych na długo przed pojawieniem się Eminema, Kanye Westa czy Jaya-Z. On wyznaczył im szlak, choć sukcesu komercyjnego nie odniósł, za to pozostaje status płyty kultowej. Tak objawił się niejaki Nasir bin Olu Dara Jones, bardziej znany jako Nas. Mija właśnie dwadzieścia lat od premiery „Illmatic” i z tego powodu wychodzi reedycja tej płyty.

Produkcją zajęli się tacy producenci jak Large Professor, Q-Tip czy DJ Premier. A co mamy? Dużo tutaj sampli, zaczerpniętych od funkowych i jazzowych brzmień oraz surowych uderzeń perkusji, a także obowiązkowe skrecze. Pomimo pozornej melodyjności i chwytliwości, jest tutaj naprawdę mrocznie (niepokojące pianino z „N.Y. State of Mind” i „The World is Yours” czy pulsujący bas w „Halftime”), choć podkład bywa naprawdę przyjemny jak chilloutowe „Life’s a Bitch” z delikatnymi klawiszami w tle oraz naprawdę ładną solówką na trąbce czy funkowe „Memory Lane” ze świetnymi klawiszami. W zasadzie każdy utwór jest  przyjemny w odsłuchu, choć wsłuchując się w teksty widzimy tutaj naprawdę mroczny świat – nie chodzi tutaj tylko o gangi, ale też mówi o dragach, biedzie, nędzy czy braggowania. W ogóle Nas sprawia wrażenie niewyżytego tematycznie i jego nawijka jest naprawdę wyrazista i wyborna. Można odnieść wrażenie, że „Illmatic” się nie zestarzał.

To co jeszcze dostajemy w bonusie na drugim albumie? Po pierwsze, dwa nie nagrane wcześniej utwory. „I’m Villain” pachnie starym stylem, z funkującym basem i fajnie brzmiącą perkusją. Drugi utwór to popis skreczowania Armstronga i Bobbita z WKRC dnia 28 października 1993. Reszta utworów to remiksy dokonane przez młodszych kolegów i wypadają one naprawdę ciekawie, zaś żaden nie jest ani nudny czy irytujący, a to naprawdę sporo.

Co ja wam będę mówił? Jeśli uważacie się za fanów hip-hopu, musicie nabyć „Illmatic XX”. Ta muzyka nigdy się nie starzeje.

9,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski