Gran Turismo

Znowu adaptacja gry komputerowej, ale czy jest w stanie osiągnąć taki sukces (przynajmniej komercyjny) jak „Super Mario Bros.”? Tym razem jednak mamy do czynienia nie z grą platformową, ale symulatorem wyścigów, z pełnym wsparciem Sony oraz Playstation. Do tego jest to historia oparta na faktach. ŻE CO??? Brzmi jak coś szalonego, ale uporządkujmy wszystko.

Jesteśmy w Glasgow, gdzie mieszka Jann Mardenborough (Archie Madekwe) – młody chłopak, który nadal mieszka z rodzicami i całymi dniami… gra w gry. Ale nie w Tomb Rajdera, tylko w serię Gran Turismo. Bo marzy o karierze zawodowego kierowcy wyścigowego, czego nikt nie traktuje poważnie. Wszystko zmienia pewien PR-owiec firmy Nissan, Danny Moore (Orlando Bloom). Mężczyzna wpada na szalony pomysł stworzenia Akademii Gran Turismo, gdzie najlepsi gracze z całego świata dostaną szansę jedną na milion – wykorzystania swoich doświadczeń  z grania na prawdziwym torze i wyłonieniu potencjalnego rajdowca. Po przejściu treningu oraz specjalnym wyścigu najlepszy dołączy do teamu Nissana oraz startu w wyścigach, rywalizując z zawodowcami. By osiągnąć ten cel Moore sięga po byłego kierowcę, obecnie mechanika Jacka Saltera (David Harbour), który traktuje swoich podopiecznych bardzo ostro.

gran turismo4

Najdziwniejsze w tym wszystkim, że za kamerą stanął Neill Blomkamp – uzdolniony reżyser, którego debiutancki „Dystrykt 9” był prawdziwą petardą. Od tamtego czasu żaden kolejny film nie zbliżył się do tego poziomu – czy dlatego, że poprzeczka była zbyt wysoko zawieszona i nie do przeskoczenia, czy reżyserowi zabrakło ambicji/talentu/umiejętności (niepotrzebne skreślić). Wydawało się, że twórca z RPA zostanie reżyserem jednego, wartego uwagi tytułu. Aż do teraz.

gran turismo3

Sama historia jest taka jaką w wielu sportowych filmach widzieliście – młody, zdolny zawodnik z szansą równie dużą jak wygrana w totolotka; zgryźliwy i zgorzkniały mentor; ostry i wyczerpujący trening; wreszcie chrzest bojowy oraz zderzenie z rzeczywistością. Oczywiście, że po drodze dojdzie do dramatycznego wypadku, przez który poczuje ciężar odpowiedzialności oraz pęknięte poczucie pewności siebie, by w finałowej konfrontacji pokazać pełnię swojego potencjału. Jakby ten film powstał w latach 80., to główną rolę dostałby Tom Cruise (pewnie dlatego „Gran Turismo” tak przypominał mi… „Top Gun”). Skoro znany drogę jaką ma Jann do przejścia, to co miałoby mnie zaangażować w tą opowiastkę?

gran turismo1

Przede wszystkim z powodu absolutnie świetnej realizacji. Blomkamp przy pomocy zdjęć oraz montażu tworzy tak pulsujące, dynamiczne sceny rajdowe jakby żywcem wzięte z gry. A nawet z transmisji telewizyjnych, ale jednocześnie wykorzystuje pewne elementy wizualne gry. Najbardziej widocznym jest (poza oznaczeniem miejsca akcji) podczas wyścigów oznaczenie naszego bohatera i jego lokaty, obecna w rogu lista zawodników czy sceny jak Jann jadąc w swoim pokoju materializuje to, co widzi na ekranie monitora. Albo jak widzimy cały wyścig z jego perspektywy. Takiej dawki adrenaliny podczas jazdy nie miałem od czasu „Le Mans 66”.

gran turismo2

Wszystko wyreżyserowane bardzo pewną ręką oraz świetnie zagrane. Archie Madekwe w roli Janna wypada na tyle dobrze, że chce się iść za nim. Równie solidny jest Orlando Bloom jako złotousty marketingowiec i pasjonata. Ale powiedzmy sobie to wprost – sercem tego filmu dla mnie był David Harbour. Jack Salter to postać raczej znajoma z tego typu kina, czyli szorstki mentor z dużym doświadczeniem i złamaną karierą, który wydaje się bardzo daleki od entuzjazmu w kwestii akademii GT. Z czasem jednak zaczyna nabierać wigoru i dostrzega potencjał w Jannie, tworząc więź niemal ojcowsko-synowską. Ta dynamika oraz interakcje dają ten ludzki pierwiastek, jaki w tego typu kinie jest potrzebny.

gran turismo5

Czy są jakieś wady? Ano są, choć dla mnie nie przeszkadzały aż tak, jednak muszę o nich wspomnieć. Po pierwsze, początek filmu to spory product placement Plajstacji, Sony oraz samej gry. Ze względu na temat jest to uzasadnione, lecz parę razy wymyka się to spod kontroli. Po drugie, kompletnie zbędny jest wątek romantyczny między chłopakiem a poznaną dziewczyną Audrey. Jest to poprowadzone bardzo nagle, dość skokowo, zaś sama jej obecność nie ma w zasadzie żadnego wpływu na wydarzenia. Wycięcie jej nie zaszkodziłoby.

„Gran Turismo” – niczym główny bohater – nie miał prawa się udać i nie brzmiał jak coś potencjalnie ekscytującego. Jednak kino to nie nauki ścisłe, co pozwala doprowadzić do rzeczy teoretycznie niewykonalnych i zaskakujących. To zaś czyni nasz świat o wiele bardziej zadziwiającym oraz kolorowym niż nasza codzienność. I właśnie dla takich zaskoczeń chodzę do kina.

8/10

Radosław Ostrowski

Chappie

W niedalekiej przyszłości w Johannesburgu do policji zostają zbudowane roboty, pełniące funkcje policjantów. Jeden z nich nr 22, dość często ulega usterkom. Podczas ostatniej akcji obrywa od rakiety i ma zostać przeznaczony do likwidacji. Jednak jeden z inżynierów, Deon Wilson wszczepia mu program ze świadomością, dzięki czemu mógłby się uczyć i kradnie robota. Niestety, przed przetestowaniem maszyny, Wilson zostaje porwany przez trojkę gangsterów, który chcą, by przeszkolił robota na bandytę.

chappie1

Nowy film Neilla Blomkampa – reżysera z RPA, który opowiada o swoim kraju (i nie tylko) w konwencji kina SF. Czyli znów mamy Johannesburg pokazany jako siedlisko nędzy oraz ziemia jałowa, a poważne pytania (istota człowieczeństwa, sztuczna inteligencja) i refleksje ubrane są w dynamiczne kino akcji, gdzie efektowne strzelaniny robią wielkie wrażenie. Reżyser konsekwentnie czerpie ze swojego wyrobionego stylu – fetyszyzmu nowoczesnej technologii, spowolnień przy scenach rozwałki (początek filmu) oraz antykorporacyjnych oskarżeń. Niby to wszystko już znamy, a wnioski potrafią być oczywiste (maszyna bywa bardziej ludzka niż człowiek), jednak „uczenie się” przez robota rzeczywistości potrafi wciągnąć. Chappie przypomina takie zagubione dziecko, które nieświadomie kopiuje zachowania innych, co daje mu pewnego uroku. Poznaje ciepło, ale też ból i cierpienie – czyli wszelkie emocje ludzkie. Pojawiają się tu pewne bzdury (świadomość znajdująca się na pendrivie czy złamanie niezhakowanego „mózgu” eobo-policjantów), ale jeśli nie będziemy na nich się skupiać, to zabawa będzie niezła.

chappie2

Mimo powagi sytuacji i ważkich problemów, „Chappie” jest lekkim i miejscami zabawnym filmem, co także jest zasługą nie tylko reżysera, ale i dobrego aktorstwa. Kolejny raz klasę potwierdza Sharito Copley, który podkłada głos pod robota Chappie. Jak o nim już wspominałem, przypomina on dziecko próbujące się odnaleźć w rzeczywistości, ale jest zdolny do najszlachetniejszych zachowań ludzkich. Poruszająca i ciekawa postać. Solidnie prezentuje się zarówno Dev Patel (Deon Wilson – „stwórca”) jak i Hugh Jackman (zawistny informatyk Vincent Moore), ale największą niespodzianką jest obecność duet Die Antwood (zespół rapowo-rave’owy) w roli gangsterów – troszkę przerysowanych, jednak idealnie pasujących do świata.

chappie3

Blomkamp powoli staje się niewolnikiem własnego stylu, a „Chappie” to idealne podsumowanie dotychczasowego dorobku. Ciekawe czy jego następny film (nowy „Obcy”) będzie dla niego zbawieniem czy pułapką. A „Chappie” to dobre i poruszające kino, przypominające troszkę „Robocopa” (gliniarze-maszyny) i „Transcendencję” (świadomość), co nie jest dużą wadą.

chappie4

7,5/10

Radosław Ostrowski

Elizjum

Jest rok 2154. Planeta Ziemia jest przeludniona, mieszkają biedni ludzie, wszystko jest zanieczyszczone. Ci bardziej nadziani, zbudowali Elizjum – pełne zieleni, wielkich domostw oraz pięknych ludzi, dzięki darmowej służbie zdrowia oraz komór regeneracyjnych. Wszelkie próby wejścia na Elizjum kończą się zestrzeleniem lub w najlepszym wypadku aresztowaniem. Jednym z takich desperatów jest skazaniec Max, który pracuje dla potężnej korporacji. Jednak pewnego dnia dochodzi do wypadku, na skutek którego zostaje napromieniowany i zostaje mu 5 dni życia. Nie mając nic do stracenia, chce ruszyć na Elizjum. Przy okazji wplącze się w intrygę mającą na celu obalenie władzy na Elizjum.

elizjum1

Pamiętacie taki film „Dystrykt 9”? Debiutujący nim reżyser Neil Blomkamp odświeżył nim kino SF, tworząc bardzo pasjonujące kino. Teraz wraca, z większym budżetem, gwiazdorską obsadą i… lekko rozczarowuje. Z jednej strony jest to świetne kino akcji, gdzie kamera pędzi z ręki, montaż jest lekko chaotyczny, ale mimo to akcja wygląda imponująco. Sama wizja świata jest dość prosta, ale jednak sugestywna, dzięki pracy kamery, a także kontrast wizualny. Ziemia wygląda jak wypłowiała i zniszczona pustynia, z upadającymi budynkami oraz kompletnym brakiem zieleni, z kolei Elizjum jest sterylne, z zielenią, imponującymi budynkami i rozwiniętą technologią. To przede wszystkim film akcji, ukryty w szatki fantastyki.

elizjum2

Jednak są dwie poważne wady, które psują frajdę z oglądania. Po pierwsze, wątek moralnej rozterki bohatera między chęcią wyleczenia siebie, a pomocą dawnej dziewczynie ociera się mocno o melodramat i masę zbędnych retrospekcji. Po drugie, kontrastowość i schematyczność głównych antagonistów, aż do bólu (i nawet dobra gra Matta Damona oraz Jodie Foster nie jest w stanie tego ocalić). Wyjątkiem jest agent Kruger (świetny Sharito Copley), stworzony na granicy karykatury cyniczny twardziel.

elizjum3

Mimo tego wyszedł z tego całkiem niezły film, który dobrze się ogląda, ale nie jest w żaden sposób następcą „Dystryktu 9”. I to doprowadziło do zniechęcenia wielu osób, także i mnie. Jednak wierzę, że Blomkamp jeszcze mnie zaskoczy.

6/10

Radosław Ostrowski