Jazzpospolita – Humanizm

0006GZAD4SP7UOWG-C122

Czy można zmieszać jazz z rockiem? Tak jest w przypadku znanej grupy Jazzpospolita, która funkcjonuje od 2008 roku. Kierowany przez basistę Stefana Nowakowskiego i perkusistę Wojtka Oleksiaka do tej pory wydali 5 pięć płyt, w sporej części zawierającej instrumentalne kompozycje. Kwartet serwuje swoje kolejne wydawnictwo w postaci „Humanizmu”.

I co tutaj dostajemy? Dźwiękową podróż, gdzie miesza się wszystko i długimi kompozycjami. Zaczyna się od „Krainy wewnętrznej” – spokojnego jazzu z ładną, melancholijną gitarą oraz nieznośnie pulsującym elektronicznym tłem. Ale od połowy wszystko zaczyna się przyspieszać za sprawą perkusji, by znowu się wyciszyła, dając pole do popisu elektronice (ciagle chropowatej). Po tym intrygującym wstępie dostajemy piosenkę – jedną z dwóch w zestawie. W „Combination” wszystko tańczy – zarówno sekcja rytmiczna, gitarka, jak i płynny fortepian do rytmu wokalu Pauliny Przybysz (pod koniec gitara z fortepianem zaczynają szaleć). Przyjemnie buja także w gitarowych  „Zakamarkach”, gdzie mamy specjalizującą się w elektronice Novikę. Cała reszta to efekt poważnej i dużej improwizacji poszczególnych muzyków oraz instrumentalistów, co wyjaśnia takie rozpasanie dźwiękowe (najkrótszy utwór ma 4 minuty). Nie brakuje intrygującego połączenia gitary z klawiszami (niemal senne i spokojne „Zmian”, którego tempa nie jest w stanie zmienić nawet perkusja), bardzo przestrzennego, wręcz refleksyjnego klimatu utworu tytułowego. Odrobinę psychodelicznie robi się w dynamicznym „Pustym pociągu” oraz ocierającym się o surowość (i dźwięki Wojtka Mazolewskiego) „Pański paszport to jakiś żart”, gdzie w środku wchodzą mroczniejsze klawisze. W podobnym tempie (szybka perkusja, pozornie spokojniejsza cała reszta – z wyjątkiem fortepianu) utrzymuje się „Człowiek w cyberprzestrzeni”, gdzie pod koniec fortepian wywołuje dezorientację, jak to tylko jest możliwe. Pozornie nieprzyjemniejszy jest „Pies”, jednak tak naprawdę to kolejne refleksyjne oblicze muzyków, gdzie tym razem popisują się klawisze.

Na zasadzie kontrastu wygrywany jest „Spokój niepokój” – bardzo delikatny, wyciszony, gdzie łagodna gitara i perkusja „gryzą” się z klawiszami, bardziej chropowatymi, krótkimi i niemal gwałtownie przerywanymi. A na finał dostajemy przewrotnie nazwany utwór „Jestem w pewnym sensie turystą”, pozwalający na dźwiękową zabawę oraz dając tak cenną chwilę ukojenia (poza środkową, pulsującą częścią z szorstką, niemal „alarmową” gitarą).

„Humanizm” to przykład improwizacji zrobionej z głową, klimatem oraz więcej niż tylko rzemiosłem muzyków. To coś więcej niż tylko przyjemna muzyka jazzowa, lecz podróż po różnych zakamarkach duszy. Nie należy się bać trwania poszczególnych utworów, gdyż czas ten mija szybciej niż jazda Pendolino.

8/10

Radosław Ostrowski

Novika – Heart Times

heart_times

Katarzyna Nowicka jest jedną z bardziej znanych twarzy polskiej sceny klubowo-elektronicznej. Zaczynała w zespole Futro, potem współpracowała z Andrzejem Smolikiem, a od paru lat robi na własny rachunek. I niedawno ukazała się jej trzecia solowa płyta „Heart Times”.

Tak jak w przypadku poprzedników, za produkcję odpowiada Bogdan Kondracki, który odpowiadał za płyty m.in. Ani Dąbrowskiej, Moniki Brodki czy Karoliny Kozak. I mamy do czynienia z albumem naszpikowanym elektroniką, co nie jest zaskakujące. Jednak nie tylko klawisze i syntezatory odgrywają istotną rolę (ich „głębia” i rozwarstwienie powoduje, że potrafią one naprawdę oczarować), bo zdarza się i akustyczny numer („Safest” napisany przez Skubasa), pojawiają się też inne dźwięki jak głos dziecka („Mommy Song”) i całość jest lekko przyprawiona melancholią jak na początku „She’s Dancing”, sam zaś nie nazwałbym tej płyty mocno taneczną. Klimatem bliżej jej do Jessie Ware czy The xx, czyli bardzo delikatniejszego brzmienia, chociaż nie zabrakło kilku potencjalnych przebojów, które mogą namieszać w radiowych stacjach i wszystko to trzyma naprawdę równy, wysoki poziom.

Sama wokalistka śpiewa naprawdę dobrze, bardzo delikatnie i kobieco. Po prostu, a jej angielski brzmi bardzo przekonująco (jedynym polskim utworem jest „Scenariusz”). Zaś sama wokalistka ma naprawdę silne wsparcie i pojawia się wielu gości, m.in. Encharted Hunters („Useless People”, „Mommy Song”), Kasia Piszczek („Bad News”) czy Marsija („Partner in Crime”) i wszyscy spisali się bardzo dobrze. Tekstowo też jest nieźle, zaś tematyką po prostu życie ze wszystkimi wadami i zaletami.

Innymi słowy, dobrze że w naszym kraju powstaje jeszcze ciekawa i niebanalna muzyka, którą możemy śmiało przedstawić na Zachodzie bez wstydu i kompleksów. Rzadko sięgam po elektronikę, bo mnie zazwyczaj albo drażni albo przynudza. A tutaj słucha się tego przyjemnie i można się przy niej zrelaksować. Chyba już wiecie, co trzeba zrobić?

7,5/10

Radosław Ostrowski