Pablopavo i Ludzki – Ladinola

0006EQEZOKR7Q4DI-C122

Drugiego tak intrygującego autora tekstów oraz melorecytatora (bo słowo wokalista jest troszkę na wyrost) jak Paweł „Pablopavo” Sołtys Warszawa nie miała od dawna. Działający zarówno solowo, jak i z kumplami z Vavamuffin, zgrabnie balansuje między alternatywnym popem, reggae i elektroniką. Teraz powrócił z Ludzikami przy siódmym (!!!) wydawnictwie sygnowanym jego ksywką.

Już sama okładka intryguje, przypominając starą, podniszczoną fotografię. Czyżby warszawiak miał skręcić w stronę retro, który obecnie jest tak modny? A może – jak wskazują nieliczni – sprzedał się dla sławy i chwały radiowych stacji, by tworzyć nośne, chwytliwe przeboje, będącymi niewyróżniającą się papką? Odpowiedź pojawiła się szybciej niż zdążyłem powiedzieć „Ladinola”. Otwierający całość utwór tytułowy jest mieszanką delikatnego popu z brudniejszymi riffami gitary elektrycznej oraz chóralnego refrenu, a tekst jest zachętą i zaproszeniem do pozostania dalej. A co utwór, to zmiana klimatu i nastrojów: od delikatną, jazzową potańcówkę (nostalgiczna „Ostatni dzień sierpnia” i minimalistyczna „Zguba” z wokalizą Oli Bilińskiej i „orientalną” gitarą oraz poruszającymi smyczkami w tle) przez dancingowy rock z lat 70. („Blask”, gdzie gitara może zaszaleć, podobnie jak klawisze czy surowe „Wszystkie neony”), przez dziką mieszankę ulicznego grania („Major” z akordeonem i saksofonem oraz pięknym, ostrym zaśpiewem), minimalistyczne nutki („Jestem”)  aż po mroczniejsze i gwałtowne ciosy (promujący serial „Pakt” szorstkie „Nie wiesz nic”), które doprowadzą wiele osób na skraj fotela.

„Ladinola” to bardzo piosenkowy album, gdzie Pablopavo tworzy bardzo różne historie: od nostalgicznych wspomnień z lat 90., przez życie na emigrację z piciem w tle („Toledo”), rozważa swoje życie („Jestem”), przedstawia jak ludzie żyją zimą („Zima”) i opisuje Warszawę, bawiąc się słowem i przypominając barwne rysunki. Każdy z nich sprawdza się świetnie, tworząc spójne dzieło w postaci bardziej tanecznej „Ladinoli”. Artysta nadal robi swoje i tworzy w bardzo charakterystycznym stylu.

8/10

Radosław Ostrowski

Dylan.pl – Niepotrzebna pogodynka, żeby znać kierunek wiatru

dylan-pl-niepotrzebna-pogodynka-zeby-znac-kierunek-wiatru-b-iext48063031

Kto ze znawców muzyki nie słyszał o Bobie Dylanie – zeszłorocznym nobliście, wokaliście, autorze tekstów i gitarzyście. Bard ten był także śpiewany w naszym kraju i po polsku, m.in. przez Marylę Rodowicz czy Martynę Jakubowicz. Teraz zadanie podjęła się specjalnie powołana grupa Dylan.pl. Jej głównym mózgiem jest tłumacz, gitarzysta i wokalista Zespołu Reprezentacyjnego, Filip Łobodziński. Poza nim dołączyli gitarzysta Jacek Wąsowski (Elektryczne Gitary), basista Marek Wojtczak (Zespół Reprezentacyjny), perkusista Krzysztof Poliński (Urszula) oraz grający na wszelkich innych instrumentach typu puzon, akordeon i harmonia elektryczna Tomasz Hernik (Zespół Reprezentacyjny). Pozapraszano jeszcze paru gości i tak nagrano debiutancki, dwupłytowy album „Niepotrzebna pogodynka, żeby znać kierunek wiatru”.

Całość brzmi jakby grała to uliczna kapela w sposób bezczelny, niemal łobuzerski. Tak zaczyna się „Tęskny jazz o podziemiu”, gdzie nie brakuje szybkiego tempa oraz skocznego akordeonu. Czasem pojawi się lekki skręt w reggae („Adam dał imiona zwierzętom”), sporo zrobią nawarstwiające gitary („Czasy nadchodzą nowe”) czy pedzące banjo („Firma Ziuty”) czy szantowy akordeon (11-minutowa „Burza” z ostatniej autorskiej płyty „Tempest” z 2013 roku). Także harmonijka daje o sobie znać („Odpowiedź unosi wiatr”) czy znacznie mocniejsza perkusja („Mistrz wojennych gier”), nawet nie bojąc się mroku (westernowy „Arlekin”). Słychać, że to robią profesjonaliści, nawet jeśli można odnieść wrażenie grania na jedno kopyto.

Poza dobrym Łobodzińskim śpiewają tutaj m.in. Organek, Pablopavo, Muniek, Maria Sadowska czy Martyna Jakubowicz, co zawsze jest przyjemnym dodatkiem. Dodatkowo trzeba pochwalić teksty, w których Dylan przygląda się światu, dotykając kwestii przemijania, lenistwa, portretuje półświatek, opisuje zatopienie Titanica czy stworzenie świata. Czasami jednak wizje te bywają pesymistyczne („Bez słowa”), pełne gorzkiej miłości i odrobiny humoru. Ci, którzy chcą zacząć przygodę z noblistą powinni sięgnąć po ten album.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Pablopavo Iwanek Praczas – Wir

pip-wir

Wydaje się, że z połączenia ognia i wody nic dobrego nie może powstać. Pablopavo znany z działalności solowej jak i z Vavamuffin, Anka Iwanek – śpiewająca w dancehallu oraz producent Praczas. Trio dość dziwaczne, a „Wir” wyjaśnia dlaczego.

Jest to muzyka bardzo oszczędna, wręcz minimalistyczna i kompletnie nieprzebojowa. Zupełnie inna niż to, do czego przyzwyczaili nas w oddzielnych projektach. Zarówno „Wstęp”, jak i tajemniczy „Październikowy facet” z niesamowitym rytmem (proste dźwięki gitary i perkusji) pokazują zupełnie nowe oblicze, przypominające bardziej skandynawskich twórców. Brudne i zapętlone „Zapadło”, bardziej kołysankowe „Nie ma snu” z mocnym bitem w połowie, a cały czas słyszalny jest dźwięk igły, jakby całość była grana na adapterze, tworząc specyficzny klimat. Im dalej, tym ciekawiej: rozkręcające się powoli „Strzępię” (w połowie utworu wchodzi marszowa perkusja i kosmiczna elektronika), „Pierwszy raz” z intrygującym sitarem na początku czy pokręcony, niemal taneczny „Pomnik”.

Każda piosenka to osobna, opowieść napisana w poetyckim, surrealistycznym stylu, kompletnie innym niż to do czego przyzwyczaił Pablopavo. Także jego wokal niczym nie zaskakuje, jednak Iwanek tak czaruje i magnetyzuje, że cała reszta wydaje się nieważna. Po prostu rewelacja. Tak jak cały „Wir”, ale wymaga to wiele skupienia oraz wysiłku. Niemniej jest to opłacalne osiągnięcie, dające ogromną dawkę satysfakcji.

8/10

Radosław Ostrowski

Pablopavo – Tylko

Tylko

Fani Vavamuffin znają Pablopavo – to jeden z inteligentnych nawijaczy mieszający reggae, rap itp. Działał tez razem z Ludzikami (swoim zespołem), jednak w zeszłym roku Paweł Sołtys (bo tak się naprawdę nazywa) wydał pierwszy solowy album.

„Tylko” zawiera tylko albo aż 8 piosenek. A tak naprawdę osiem opowieści. Singlowa „Sobota” jest strasznie minimalistyczna – gitara akustyczna, klaskanie i perkusja. Minimalistyczne tło muzyczne służy jako miejsce do rozprzestrzeniania opowieści, czasami wchodzi elektronika albo łagodna gitara elektryczna („Toczenie” i „Kołysanka”) czy skręt w stronę westernu (perkusjonalia i szybka gra gitary w „Carlos”). Powinno być nudno i monotonnie, ale tak nie jest. Zarówno inne tempo gry gitary (wolne w niemal elegijnym „Mistrzu”), perkusja oraz chórki („Sobota”). Dzieje się tu sporo, choć można przyczepić się, że za mało tych piosenek.

A o czym opowiada Pablopavo swoim mruczącym głosem? O zwykłym dniu, o cwaniaczkach, umieraniu, Warszawie i nie brakuje tutaj trafnych fraz oraz odrobiny humoru, tak charakterystycznego dla tego twórcy („Generał”). I tutaj wszystko się układa w jedną całość, tylko dla mnie za krótką. Ale to już zwyczajne czepialstwo. I jak ja mogłem tą płytę przeoczyć?

8/10

Radosław Ostrowski

Pablopavo i Ludziki – Polor

00pablopavo_i_ludzikipolorpl2014frontempik

Wszyscy, którzy słuchają reggae wiedzą kim jest Pablopavo. Ten członek słynnego składa Vavamuffin, od pewnego czasu tez działa z własnym zespołem Ludziki, gdzie gra dość różnorodną i nietypową muzykę, inną od swojej macierzystej kapeli. Razem z Ludzikami wydał swój trzeci album.

„Polor” to totalna mieszanka różnych konwencji i gatunków, gdzie jest tu praktycznie wszystko – od elektroniki przez pop, rock’n’roll aż do bluesa. Nic nie jest tutaj ani oczywiste ani przewidywalne, zaś zespół gra z jednej strony bardzo przebojowo („Dancingowa piosenka miłosna” czy „Mikołaj”), ale też bardzo refleksyjnie („Patrz jak się stara wiatr” czy „Ide przez mgłę”), zaś dość oszczędne instrumentarium (klawisze, gitara, perkusja i akordeon) kreuje naprawdę niesamowite brzmienie. Gitara potrafi zabrzmień zadziornie („Piątek” czy funkowi „Eleganccy pesymiści”), akordeon snuje się czasem („Bulaj”), bas bardzo rytmizuje („Nemeczek” z pięknym solo skrzypiec), zaś elektronika miejscami buduje surrealistyczną atmosferę („Mikołaj”) lub tworzy oldskulowy klimat (Hammond w „Eleganckich pesymistach” z trąbkami). Innymi słowy, dzieje się tu sporo i słabych momentów po prostu nie ma.

Zaś Pablopavo jako wokalista też się dostosowuje się do brzmienia i konwencji, wczuwając się i radząc sobie naprawdę dobrze. Od delikatnego wokalu po przyśpieszenia i melorecytację. Z kolei warstwa tekstowa po prostu rozbraja i każda z tych opowieści jest inna, zaś obserwacje pełną są celnych metafor oraz zgrabnej stylistyki („Eleganccy pesymiści”, „Mikołaj” czy „Pablo i Pavo”) okraszoną humorem.

Pablopavo pokazuje jak bardzo niekonwencjonalnym i pomysłowym jest twórcą muzyki. Dobre, bo polskie? W tym przypadku jak najbardziej.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski