Casino Royale

James Bond – nie wiem, czy jest ktoś, kto nigdy nie słyszał tego nazwiska. Symbol szpiega idealnego, na ekranach jest obecny od 1962 roku i nie zamierza przechodzić na emeryturę. Ale w całym cyklu pojawił się w 1967 roku film-bękart. Stworzy poza głównym nurtem, będący niejako parodią przygód 007. W dniu premiery wręcz zarżnięty przez krytyków, ale czy mogło być inaczej, skoro całość kręciło pięciu reżyserów (w tym John Huston) oraz trzech scenarzystów (plus jeszcze siedmiu niewymienionych)? Jak mówi porzekadło: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.

Punkt wyjścia był nawet niezły. Nasz agent 007 przebywa sobie na emeryturze, a na całym świecie zaczynają ginąć agenci tajnych służb. Ale sir James nie chce wracać do pracy szpiegowskiej. Kiedy jednak zostaje zniszczona jego rezydencja, a M ginie… cóż, Anglia wzywa. A wrogiem jest tajemniczy dr Noah, szef organizacji Smerch, wykorzystujący kobiety jako agentów. Zadaniem ich jest dyskredytacja reputacji agenta 007, a następnie… zniszczenia świata. Czyli klasyka gatunku. Bond ma jednak wyjście: wszyscy jego agenci będą się nazywać… James Bond, a także dojdzie do infiltracji tej grupy. Zwerbowany zostaje także specjalista od bakarata, Evelyn Trumble oraz… córka Bonda i Maty Hari.

casino royale1-1

Trudno mi powiedzieć o fabule, bo jest po prostu szalona. Nadążenie za nią jest czasami wręcz niemożliwe, bo dzieje się tu dużo i szybko. I nie mogłem pozbyć się wrażenie, że wiele rzeczy wyleciało podczas montażu (m.in. schwytanie Trumble’a przez Le Chiffre’a), co wywołuje dezorientację. historia wydaje się być bardzo niespójna, zaś przeskoki oraz nagłe urywanie wątków zwyczajnie irytuje. By było jeszcze ciężej, humor jest tutaj prawdziwym szwedzkim stołem: od seksualnych podtekstów przez gry słowne aż po natężenie absurdu, jakiego nie powstydziłby się Monty Python (gdyby brał dragi), co widać w finałowej konfrontacji. I jest to, niestety, strasznie nierówne: od błysku po żenadę.

casino royale1-2

Pomysłów jest mnóstwo (sceny tortur umysłu, szkoła szpiegów we Wschodnim Berlinie czy szkolenie mające uodpornić na urok kobiet), z czego część jest warta uwagi. No, ale właśnie: tylko część. Bo cel i zamysł głównego antagonisty jest niedorzeczny, nawet jak na parodię. Można się miejscami uśmiać, tylko że wszystko wydaje się przedobrzone i przekombinowane. Wrażenie nadal robi scenografia (tytułowe kasyno czy szkoła szpiegów, wzięta żywcem z jakiego filmu okresu ekspresjonizmu) oraz bardzo zwiewna muzyka jazzowa.

casino royale1-3

Do tego udało się zebrać naprawdę imponującą obsadę. Choć nie mogę pozbyć się wrażenia, że część osób nie wiedziała w co się pakuje. Najbardziej z tego grona błyszczy David Niven, będący zaprzeczeniem wizerunku agenta 007 z ekranu. Wręcz purytański, ale zawsze przygotowany i inteligentny. Na początku się jąka, ale potem to przechodzi. A mimo wieku, nadal potrafi spuścić łomot. Drugim mocnym punktem jest Peter Sellers, czyli Trumble. Nie jest tak safandułowaty jak inspektor Clouseau, ale ma pewne problemy z przyjmowaniem nawyków Bonda. Tylko w kategorii żartu należy traktować fakt, że głównego złego gra… Woody Allen i jest po prostu sobą oraz Orson Welles. Do tego jeszcze masa pań (tutaj błyszczą Deborah Kerr jako próbująca uwieść agentka Mimi oraz Ursula Andress wcielająca się w Vesper), wyglądających bardzo ponętnie, przez co można zapomnieć – na chwilę – o niedociągnięciach.

casino royale1-4

Trudno jednak traktować „Casino Royale” jako dostarczającą świetniej rozrywki parodię agenta 007. Mocno się postarzała, efekty specjalne i pościgi wydają się śmieszne, ale z drugiej strony ma to swój specyficzny urok. Miejscami ten urok nadal potrafi oddziaływać, choć to nie dla każdego.

6/10

Radosław Ostrowski

nadrabiamhustona1024x307

Dr Strangelove, czyli jak przestalem się martwić i pokochalem bombę

Trwa zimna wojna. W jednej z amerykańskich baz lotniczych rozlegają się syreny alarmowe. Dowódca bazy generał Jack Ripper wydał rozkaz nuklearnego ataku lotniczego na Związek Radziecki, wyłączył wszystkie linie telefoniczne i nie ma z nim kontaktu. Podczas gdy jego zastępca, kapitan Lionel Mandrake z RAF-u próbuje go nakłonić do podania kodu odwołującego (nikt poza nim go nie zna), w Pentagonie zbiera się sztab kryzysowy, próbujący nie dopuścić do atomowej zagłady ludzkości.

dr_strangelove1

Stanley Kubrick po „Ścieżkach chwały” wraca do armii i absurdu wojennego, ale tym razem nie jesteśmy we francuskiej armii czasów I wojny światowej, lecz w czasach napięcia między Waszyngtonem i Moskwą. Czasach, kiedy toczył się między tymi krajami militarny i technologiczny wyścig zbrojeń, a obie strony nie ufały sobie za bardzo (ale to ostatnie podobno się zmieniły i razem dobrze ze sobą współpracują). Ta psychoza strachu i wrogość najbardziej widoczna jest w wywodach wojskowych, którzy wierzą, że wszelkie problemy ludzkości rozwiązuje się 40 megatonami. Ta wizja zagłady może się wydawać dzisiaj bardzo archaiczna, ale dzisiaj wywołuje to jeszcze większe przerażenie. Obierając to w strój czarnej komedii, pełnej groteski i absurdalności, choć dla mnie humor jest zbyt absurdalny. Zdarzają się jednak małe perełki (np. ekwipunek dla żołnierzy, zawierający m.in. środki nasenne, zminiaturyzowany słownik z Biblią oraz… szminkę, prezerwatywę i rajstopy – po co to? Nie pytajcie czy zrzucenie bomby atomowej z dowódcą samolotu, który bawi się w rodeo), ale to tylko potęguje strach. Niemniej nie trafił do mnie za bardzo ten humor.

dr_strangelove2

Ale za to doceniam obsadę, która robi wszystko, by wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Tutaj bezdyskusyjnie bryluje jeden człowiek – Peter Sellers, który tutaj gra aż trzy różna postacie, a każda jest tak inna jak to tylko możliwe. Kapitan Mandrake jest jedynym rozsądnym człowiekiem zdającym sobie sprawę z czym mamy tu do czynienia, prezydent Muffley zachowuje do samego końca spokój, zaś dr Strangelove to ekscentryczny naukowiec, były doradca Hitlera. W każdym z wcieleń Sellers wypada wiarygodnie, m.in. dzięki świetnemu posługiwaniu się głosem. Poza nim wyróżniają się będący w wysokiej formie George C. Scott (generał Buck Turgidson – szarżujący ostro i dążący do konfrontacji), Sterling Hayden (generał Ripper – mający obsesję na punkcie Ruskich) oraz Slim Pickers (major „King” Kong – dowódca bombowca, typowy redneck).

dr_strangelove3

„Dr Strangelove” bardziej przeraża niż śmieszy i pozostaje ostrzeżeniem przed zastosowaniem broni nuklearnej, gdyż jej skutkiem mogło być życie w kopalni przez najbliższe… 100 lat. Nie wesoła perspektywa.

6/10

Radosław Ostrowski

Lolita

Profesor Humbert Humbert jest wykładowcą akademickim, który szuka lokum w USA. Trafia w końcu do domu niejakiej Charlotte Haze, mieszkającą razem z 14-letnią córką Lolitą. Mężczyzna wplątuje się w romans z Lolitą i chcąc być bliżej jej, żeni się z Charlotte. Ale kiedy kobieta odkrywa prawdę, rozkręca to spiralę dramatycznych wydarzeń.

lolita2

Stanley Kubrick po nakręceniu „Spartakusa” wyjechał do Wielkiej Brytanii, by przenieść na ekran skandalizującą (wtedy) powieść Vladimira Nabokova, który także napisał scenariusz. Ponieważ wtedy obowiązywała obyczajowa cenzura (kodeks Haysa), historia o toksycznej miłości doprowadzającej do szaleństwa i upadku, musiała być pokazana w sposób bardzo subtelny i niejednoznaczny, co moim zdaniem jest sporym plusem. Kubrick świetnie buduje atmosferę obsesji i erotyzmu, wyprzedzając epokę rewolucji seksualnej. Nie brakuje tutaj też ironicznego humoru, perfekcyjnej realizacji (znakomite zdjęcia, bardzo przyjemna muzyka ze wskazaniem na miły temat przewodni i montaż) oraz bardzo przewrotnego finału. Zachowano narrację Humberta (mówi z offu), co pozwala jeszcze bardziej zaangażować się w ten toksyczny romans i moralny upadek człowieka w ogóle.

lolita1

Także aktorzy wspinają się tu na wyżyny możliwości. Najważniejsze są w zasadzie dwie postacie, a tak naprawdę trzy. James Mason bardzo dobrze wypadł jako profesor zakochany w dziewczynce. Na początku sprawia wrażenie sympatycznego, eleganckiego dżentelmena, ale relacja z Lolitą doprowadza go do obłędu, chce ją mieć tylko dla siebie, zawłaszcza ją. Ta sprzeczność jest pokazana w każdym spojrzeniu i geście. Zjawiskiem jest tutaj debiutująca Sue Lyon – mieszanka niewinności z pewnością siebie. To mistrzyni manipulacji, wodzi profesora za nos i próbuje potem dojrzeć, ustabilizować. Za to drugą niespodzianką był Peter Sellers jako pozornie śmieszny pisarz Quilty, który jest śliskim facetem. Tych troje ciągnie ten film, choć cała reszta też trzyma wysoki poziom jak choćby Shelley Winters (matka Lolity).

lolita3

Kubrick tym filmem tylko potwierdził to, co już było widać w „Spartakusie” czy „Ścieżkach chwały”. To indywidualista tworzący pasjonujące opowieści o ludziach. Ale najlepsze jeszcze przed nami.

8/10

Radosław Ostrowski