Kaliber 44 – Ułamek tarcia

Ulamek_tarcia

Powroty po latach są bardzo niebezpieczne i to dotyczy zarówno muzyki, kina, teatru czy malarstwa. Zwłaszcza, jeśli trwają one więcej niż pięć lat. Kaliber 44 w latach 90-tych był legendą polskiego rapu, co było pośrednio zasługą Magika, ale Abradab, Joka i DJ Fell-X. Od ostatniego albumu minęło 16 lat, więc byłem bardzo sceptyczny, co do powrotu tego składu. Wzmogły się moje wątpliwości, odkąd odszedł DJ Feel-X.

Produkcją „Ułamka tarcia” (tak na początku swojej drogi nazywał się Kaliber) zajął się więc sam Abradab i jest to bardzo oldskulowe wydawnictwo. Słychać to już w „Intrze”, gdzie do dźwięku muzyki granej z kasety, pojawia się zapalanie fajki i zapętlonego głosu, który płynnie przechodzi we „Fresh”. Skrecze, surowa perkusja, delikatna elektronika niczym z lat 90., skity – to na pewno nowy materiał? Absolutnie tak i nie chodzi tu tylko o datę realizacji. Nie ma tutaj serwowania hasztagów, rzucania współczesnych skojarzeń, ale podglądanie rzeczywistości i rzucanie odniesieniami do poprzednich dokonań (singlowe „Nieodwracalne zmiany”) oraz zniekształcenia głosu (mroczny „Pewniak”), zmieszane z zabawami (lekko orientalny „Kung Fu”). Ziomki nie udają, że są jedynymi, prawdziwymi raperami, za co duży plus, podobnie jak za brak moralizatorstwa.

Joka, który powraca na scenę (w międzyczasie pracował jako taksówkarz) i chociaż jego flow sprawia wrażenie stojącego w miejscu, to jednak dobrze współgra z resztą brzmienia. Za to Abradab płynie po bicie jak ryba w wodzie, mając kilka trafnych fraz (lekko nostalgiczna „Historia”) nawijając o powrocie, przeszłości, miłości, robiąc to z humorem („Nie będzie też o kasce/O pieniądzach się nie mówi między gentelmenelami” czy ironiczny „Superstary”). Nie zawodzą też gościnnie pojawiający się Gutek, Grubson i Rahim.

„Ułamek tarcia” okazuje się zaskakująco dobrym materiałem i powrotem godnym legendy. Mimo surowego, klasycznego stylu, jest to interesująca propozycja ze świetną nawijką i ciągle świeżymi pomysłami. Ciekawe, czy na następny album też trzeba będzie czekać 16 lat.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Pawbeats – Utopia

Utopia

Tego faceta znają fani hip-hopu od strony producenckiej, a także kompozytorskiej. Współpracował m.in. z Pihem, Mioushem czy Biszem. Ale Marcin Pawłowski zwany też Pawbeatsem postanowił wydać własny autorski materiał, co w przypadku producentów nie jest niczym nowym.

Ponieważ Pawbeats ograniczył się do roli producenta, więc jego głosu nie usłyszymy, a Pawbeats stawia zarówno na żywe instrumenty, elektronikę i skrecze. Nie brakuje fortepianu, gitary akustycznej oraz skrzypiec. To połączenie działa naprawdę wybuchowo, choć pewnie ten zwrot jest wykorzystywany bardzo często. Ale wystarczy odpalić otwierający całość „Dzień polarny”, który zaczyna się bardzo delikatnie (pięknie grający fortepian), nawet perkusja jest dość spokojna, jednak zarówno wejście gitary pod koniec oraz przebitki wokalizy działa porażająco. I nawet w tym instrumentarium przebijają się elektroniczne smyczki („Widnokrąg”), dynamiczna gra klawiszy („Martwy piksel”) czy bardziej liryczne kompozycje z poruszającymi skrzypcami („Bracia”) lub trąbką („To jest muzyka”). Nie można też nie wspomnieć dynamicznych, perkusyjnych bitów („Euforia”) oraz skreczach („Dzień polarny”).

W dodatku producentowi udało się ściągnąć rasowych raperów z pierwszej ligi (Zeus, VNM, Tede, Pih, Rahim), a także młodych wilczków (Mam Na imię Aleksander, KęKę, Quebonafide) oraz pań, ubarwiających całość (Kasia Grzesiek, Marcelina). I w zasadzie nie ma się do kogokolwiek przyczepić, gdyż każdy dał z siebie wszystko, nawijka fenomenalnie współgra z bitem (m.in. o rapie, miłości, energii). Nie jestem w stanie wymienić wszystkich, ale nie mam wątpliwości, że jest to znakomity album rapowany w Polsce.

Więc jeśli nie jesteście fanami hip-hopu, ale szukacie wartego uwagi albumu, to zacznijcie od tego.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Pokahontaz – Reversal

Reversal

Pokahontaz, czyli tak naprawdę Paktofonika bez Magika ostatnio poszła w stronę bardziej elektronicznych dźwięków. „Reversal” jest tak naprawdę kontynuacją tej ścieżki, ale czy jest to udana robota?

Producentów jest tu wielu, m.in. Dino, Snow Beats czy BRK, dzięki czemu dźwiękowo jest bardzo różnorodnie. Nie brakuje tutaj staroświeckiego brzmienia (podrasowane elektronicznie „Passe” czy lekko dyskotekowe „Życie jest piękne”), skreczowania (lekko horrorowe „Gorące serce, chłodny umysł”) oraz elektroniki, a i dubstepowe fragmenty też są (pulsacyjne „3maj pion” czy przebojowe „Serum”). Ale za to są podniosłe dęciaki (mroczne „Mówisz i masz”), plumkające klawisze (oldskulowa „Przeciwwaga”) i wplecione fragmenty wypowiedzi („W ruch”) czy lekkie drewniane dęciaki („Coś za coś”). Słucha się tego naprawdę dobrze, a podkłady nie zagłuszają na szczęście słów (najlepsze na tym polu jest dowcipne „W ruch”).

Chociaż może powinno. Najsłabiej tutaj radzi sobie Rakim, który sprawia wrażenie tylko dodatku do tego, co robi niezawodzący Fokus. A panowie mówią o sztuczności świata, nieufności wobec polityków oraz zachowania samodzielnego myślenia. Nic nowego, ale nie zdarza się tutaj przynudzania, zaś wśród gości – świetni wszyscy – najbardziej wyróżnia się Wuzet w refrenie „Serum” oraz Buka w „Desperado 2”.

„Reversal” nie jest niczym nowym w historii polskiego hip-hopu, ale trudno nazwać to wtopą. Fokus z Rahimem radzą sobie. Po prostu i tyle.

7/10

Radosław Ostrowski