Rasmentalism – Tango

RASMETNALISM-TANGO-1000x1000-560x560

Duet Ras i Ment mocno wybił się na polskiej scenie hip-hopowej. Rasmentalism szedł swoją drogą, przez co zdobył masę wielbicieli (album „Za młodzi na Heroda”), ale też niektóre zabiegi (eksperymentalny „1985”) doprowadziły do podziałów oraz ostrych dyskusji. Szóste dzieło, czyli „Tango” wydaje się iść w kierunku uproszczenia brzmienia oraz powrotu do chwytliwych dźwięków. Tylko czy panowie nie poszli ze skrajności w skrajność?

Początek, czyli „Niebo” brzmi jak dawne numery duetu, czyli mieszankę zapętlonych wokaliz z funkowym bitem oraz surową perkusją (nawet cykającą w przesterowany sposób), tworzą bardzo bujającą mieszankę. Niczym na „Wyszli coś zjeść”, a nóżka chce tańczyć. Podobnie jest w minimalistycznym „Tranquilo”, któremu bliżej do Flirtini ze swoim śpiewanym refrenem oraz chilloutowym klimatem, a także płynący „Fast Food”, gdzie nieźle śpiewa Rosalie. i całkiem zgrabnie wjeżdża Taco Hemingway. Także utwór tytułowy wpisuje się w nowe, bardziej popowe wcielenie, z płynącymi cudeńkami elektronicznymi w tle. „Moment” też buja, a śpiewany refren Otsochodzi wpada bardzo w ucho. Nawet drobiazgi w rodzaju Hammonda („Kilka dni”) Ale najbardziej zapada w pamięć „Duch”, gdzie Rasa wsparli Sokół z Oskarem, tworząc mocarny kawałek. Troszkę zdziwił mnie „Tryb samolotowy”, gdzie wchodzi Vito brzmiący bardziej jakby z jakiejś ludowej formacji niż rapu, co wybiło mnie z rytmu oraz… uśpiło.

Uderza wręcz popowy sznyt tego albumu, co może wprawić wiele osób w konsternację, jednak coraz bardziej zaskakuje to nowe oblicze duetu. Ment nadal tworzy niesamowite bity, tym razem zanurzone w elektronice, zaś tekstowo dominują tutaj relacje damsko-męskie, ale nie brakuje trafnych strzałów oraz zgrabnych porównań. Nie mniej dla mnie problemem jest to, ze nie zostaje to w głowie na długo, co jest dużym zaskoczeniem in minus. Sam Ras jest w niezłej formie i przyjemnie się słucha tej nawijki, ale „Tango” wydaje się być najsłabszym albumem Rasmentalismu. Jest, jakby to ująć, jednorazowym materiałem – posłuchasz raz, może kiedyś drugi i trzeci, ale w pamięci nie zostanie zbyt wiele. Szkoda.

6/10

Radosław Ostrowski

Rasmentalism – 1985

RASMENTALISM-1985-cover-600px

Duet Ras i Ment namieszał na naszym ziomalskim podwórku 4 lata temu swoim debiutanckim albumem „Za młodzi na Heroda”. Drugie dzieło, czyli „Wyszli coś zjeść” mocno podzieliło fanów, którzy doceniali przebojowość, ale zarzucali nierówny poziom. Jak obecnie jest z formą duetu pokaże (mam nadzieję) trzeci materiał, czyli „1985”.

I pierwsza rzecz, która uderza to oldskulowa, surowa realizacja oparta na drobnej elektronice oraz minimalistycznej perkusji. Myślę, że data w tytule to nie był zbieg okoliczności. Czuć ten mroczniejszy klimat w „Zimie”, ale dalej bywa jeszcze dziwaczniej i zagadkowo. Niemal etniczne perkusjonalia zmieszano z jazzem („Ale zdejmij buty”), pobawiono się samplami i syntezatorami (tytułowy numer czy lekko psychodeliczny „Wszyscy kłamią”) oraz przewijającymi się w tle przerobionymi głosami (gorzkie „Jak z nut”). Wydaje się, że ta stylistyka jest poniżej poziomu, do jakiego przyzwyczaili nas chłopaki, o dziwo wyszło spójne, pełne raczej mrocznego klimatu dzieło. Przeszkadzać mogą tutaj krótkie kawałki w rodzaju „Drugie życie przed snem” i „Nowa miłość”, które trwają nieco ponad półtorej minuty i mogące być zapychaczami.

Brakuje mi tutaj jednak pewnego błysku oraz powalających fraz znanych z debiutu, co nie znaczy, że Ras słabo nawija. Miejscami miałem wrażenie, że słyszę Abradaba (chyba jednak mam coś z uszami), a facet dość uważnie przygląda się rzeczywistości: komercjalizacji i bezmyślnego kopiowania wzorców, konsumpcjonizm, szybkie znajomości.

„1985” raczej nie zmieni mojego postrzegania Rasmentalismu jako duetu jednej zajebistej płyty i dwóch dobrych. Dlaczego dwóch – chyba nie muszę mówić. Mimo braku jakiegoś pazura, to cholernie dobry materiał, dla wielu nieosiągalny pułap. Może następnym razem wyjdzie lepiej?

7,5/10

Radosław Ostrowski

Rasmentalism – Za młodzi na Heroda

Za_mlodzi_na_Heroda.jpg

Kolejna rzecz warta uwagi na naszej scenie hip-hopowej. Od paru lat krąży duet Rasmentalism, czyli raper Ras i producent Ment. Panowie do tej pory nagrali aż trzy płyty na nielegalu. Teraz pora na pełnoprawny debiut w tzw. Mainstreamie, wydany przez Asfalt Records.

I jest tutaj dość spore szaleństwo. Z jednej strony bity z „czarnymi” brzmieniami zahaczając o gospel („Dobra muzyka”) czy przesterowane wokale w tle („9 żyć”) oraz masa dźwięków „żywych” instrumentów jak smyczki, dęciaki, bębenki czy fortepian, zaś perkusja wali tak jak walić powinna. Do tego jeszcze nie brakuje oldskulowego skreczowania („Raz i dwa” czy instrumentalny „Znowu sieka”) z nowoczesnymi brzmieniami. Nie ma tutaj co prawda dubstepu, ale jest sporo elektroniki („fanfarowa” trąbka w „Pervoll Vanish”), która bardzo ładnie komponuje się z cała resztą. Ment wyciska z brzmienia wszystko, co się daje, nawet zahaczając o funky („Nowe kino”) czy nawet r’n’b (perkusja i cykacze w „Drogowskazach” czy „OFF”). Przyczepić się nie ma w zasadzie do tego od strony produkcyjnej.

Natomiast nawijka Raza brzmi dość młodzieńczo i technicznie też brzmi na wysokim poziomie, a także nawet przyśpieszając mówi wyraźnie i zrozumiale. Zaś same frazy i metafory brzmią naprawdę mocno, a kilka z nich to małe perełki („Mówili mi, że świat stoi otworem/Potem poznałem trochę życia i już wiem co to za otwór” czy „Niech żyje wiecznie martwy król, bo żywi nigdy nie będą lepsi”). Nie brakuje bragów czy gorzkiego portretu rzeczywistości, pełnego rozczarowań i braku perspektyw. Za to równie popisali się goście z fenomenalnym VNM-em i Eldo na czele.

Coraz bardziej widać, że na naszej scenie robi się coraz ciekawiej, a poprzeczkę zawiesza się bardzo wysoko. Rasmentalizm tylko to potwierdza, zaś realizacja jest na razie najlepszą płytą hip-hopową tego roku. Chociaż może ktoś jeszcze podskoczy?

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski