Various Artists – T.Cover

1543061610NgfveGO5Vh8DnvwkyKehFQTqRenvWy

Czy ktoś spodziewał się, że zespół T. Love działa już ponad 35 lat? Ta rocznica przypadła rok temu i ktoś wpadł na pomysł, by artyści szeroko pojętej sceny muzycznej postanowili w formie hołdu nagrać własne wersje swoich ulubionych piosenek tej kapeli. Najpierw krążyły one na YouTube, by dopiero jesienią tego roku zostać wydane na płycie. Niestety, nie ma tu wszystkich, co wynika z pewnych problemów natury prawno-biznesowej, ale zestaw jest dość imponujący.

Rapową scenę reprezentuje Mioush dość mocno eksperymentujący z “Wychowaniem”, gdzie wysamplowany fragment staje się pretekstem do własnych refleksji na temat okresu dojrzewania. Swoje zrobił też Sokół z “Warszawą” serwując niemal oszczędną aranżację, niemal melorecytując tekst. Fani psychodelicznych eksperymentów rozsmakują się w tym, co Łąki Łan zrobiło z “I Love You”, idąc ku tanecznemu techno oraz rave (tytuł “I Love Rave” zobowiązuje), by potem przerobić go na modłę… country, a także Tekno z “Potrzebuje wczoraj” (bardziej skocznie i mające mniej warstw, z lekko punkowym wokalem). Szukacie czegoś na ostro? To macie Acid Drinkers z koncertową wersją “Nie nie nie”, gdzie zgrabnie wpleciono klasyka eurodance’u “No Limits” od 2 Unlimited oraz bardziej garażową wersję “Gnijącego świata” od Mietalla Wallusia. Fani reggae (i przede wszystkim Kamila Bednarka) pobujają się przy niezłej “Stokrotce”, zaś osoby lubiące elektronikę zanurzą się w eterycznym popisie duetu Xxanaxx (“nie nie nie”) czy bardzo oszczędnej “Jeździe” od Poli Rise.

Żeby jednak nie było tak słodko, jest kilka drobnych kiksów jak zrobiony na indie rocka “1996” z bardzo manierycznym (i irytującym) głosem Piotra Roguckiego, smęcący “Gnijący świat” w quasi-orientalnej wersji Jordany Reyne, dziwaczny “Lucy Phere” od Bovskiej czy tandetnie folkowy “Ajrisz” od Sidneya Polaka. Za to zwieńczeniem albumu jest nagrany wspólnie przez Muńka oraz Kryzys “Armageddon 2014” ku pamięci zmarłego Roberta Brylewskiego. I jest w tym moc, brud, pazur.

Podoba mi się ta inicjatywa, choć brakuje chyba najlepszego z coverów “Boga” od Dawida Podsiadły, ale tu pojawiły się kwestie pozaartystyczne. Niemniej jest to bardzo intrygująca kompilacja, gdzie każdy stara się naznaczyć każdy utwór swoim własnym piętnem, a nie tylko odśpiewać. I to jest fajny ruch.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Rasmentalism – Tango

RASMETNALISM-TANGO-1000x1000-560x560

Duet Ras i Ment mocno wybił się na polskiej scenie hip-hopowej. Rasmentalism szedł swoją drogą, przez co zdobył masę wielbicieli (album „Za młodzi na Heroda”), ale też niektóre zabiegi (eksperymentalny „1985”) doprowadziły do podziałów oraz ostrych dyskusji. Szóste dzieło, czyli „Tango” wydaje się iść w kierunku uproszczenia brzmienia oraz powrotu do chwytliwych dźwięków. Tylko czy panowie nie poszli ze skrajności w skrajność?

Początek, czyli „Niebo” brzmi jak dawne numery duetu, czyli mieszankę zapętlonych wokaliz z funkowym bitem oraz surową perkusją (nawet cykającą w przesterowany sposób), tworzą bardzo bujającą mieszankę. Niczym na „Wyszli coś zjeść”, a nóżka chce tańczyć. Podobnie jest w minimalistycznym „Tranquilo”, któremu bliżej do Flirtini ze swoim śpiewanym refrenem oraz chilloutowym klimatem, a także płynący „Fast Food”, gdzie nieźle śpiewa Rosalie. i całkiem zgrabnie wjeżdża Taco Hemingway. Także utwór tytułowy wpisuje się w nowe, bardziej popowe wcielenie, z płynącymi cudeńkami elektronicznymi w tle. „Moment” też buja, a śpiewany refren Otsochodzi wpada bardzo w ucho. Nawet drobiazgi w rodzaju Hammonda („Kilka dni”) Ale najbardziej zapada w pamięć „Duch”, gdzie Rasa wsparli Sokół z Oskarem, tworząc mocarny kawałek. Troszkę zdziwił mnie „Tryb samolotowy”, gdzie wchodzi Vito brzmiący bardziej jakby z jakiejś ludowej formacji niż rapu, co wybiło mnie z rytmu oraz… uśpiło.

Uderza wręcz popowy sznyt tego albumu, co może wprawić wiele osób w konsternację, jednak coraz bardziej zaskakuje to nowe oblicze duetu. Ment nadal tworzy niesamowite bity, tym razem zanurzone w elektronice, zaś tekstowo dominują tutaj relacje damsko-męskie, ale nie brakuje trafnych strzałów oraz zgrabnych porównań. Nie mniej dla mnie problemem jest to, ze nie zostaje to w głowie na długo, co jest dużym zaskoczeniem in minus. Sam Ras jest w niezłej formie i przyjemnie się słucha tej nawijki, ale „Tango” wydaje się być najsłabszym albumem Rasmentalismu. Jest, jakby to ująć, jednorazowym materiałem – posłuchasz raz, może kiedyś drugi i trzeci, ale w pamięci nie zostanie zbyt wiele. Szkoda.

6/10

Radosław Ostrowski

Sokół, Hades, Sampler Orchestra – Rózewicz – Interpretacje

Rozewicz__Interpretacje

Rap może kojarzyć się z wieloma rzeczami, ale nie z poezją śpiewaną. Powód jest dość oczywisty, a nawet dwa. Po pierwsze, rap to (przynajmniej w Polsce) własne teksty. Po drugie, to melorecytacja, więc o śpiewaniu należy zapomnieć. Dwóch ziomali postanowiło zmienić zdanie i obydwu przedstawiać nie trzeba – Sokoła i Hadesa. Wsparci przez duet producentów znanych jako Sampler Orchestra (Staszek Koźlik i Paweł Moszyński) zmierzyli się z poezją Tadeusza Różewicza.

Jednak pojawiły się pewne wątpliwości. Po pierwsze, płyta powstała na zlecenie Narodowego Centrum Kultury, co mogłoby sprawiać charakter akademii na cześć zmarłego w zeszłym roku poety. Po drugie, były już próby przerobienia poezji na rap i kończyły się dość słabo. Jednak nie tym razem.

Plusem jest nie tylko wybór wierszy (zapomnijcie o znanych ze szkoły utworach jak „Ocalony”), co jest wielką zaletą. Bity dość proste i oszczędne, jednak budujące nastrój niepokoju tak mocno obecny w wierszach Różewicza. Nakładające się wejścia („Wicher dobijał się do okien”), dźwięk gramofonowej płyty oraz jazzujący bas („Możliwe”), surowa elektronika („Moje ciało”), delikatny flet (oniryczne „Nie śmiem”) czy pomruki („Bez”). Minimalizm tutaj sprawdza się bez problemowo, pozwalając wsłuchać się w teksty podsumowujące XX wiek.

Sokół i Hades nie nawijają razem, tylko na przemian. Melorecytacja tutaj ma siłę ognia, dopełniając czasów mroku, samotności oraz upodlenia człowieka. Wielu może zaskoczyć krótki czas trwania (sporo utworów oscylujących w okolicy dwóch minut), jednak pokazuje to tylko, że nie trzeba wielu słów, by przekazać mocną i ważką treść.

Muszę przyznać, że to (obok projektu Albo Inaczej) największa niespodzianka tego roku, jeśli chodzi o rap. I potwierdzenie tezy, ze poezję można przedstawić w każdym gatunku muzycznym.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Vienio – Etos 2

Etos_II

Ziomy i ziomale, pora jeszcze sobie przypomnieć to, czego nie zdążyłem wysłuchać w roku ubiegłym. Czymś takim na pewno był kolejny solowy album Vienia nazwany „Etos 2”, gdzie członka Molesty wsparli bitami The Returners i Pereł. I co z tego wyszło?

Jeśli chodzi o bity, jest to bardzo oldskulowe brzmienie pachnące latami 90-tymi. „Klasyczne” uderzenia perkusji, prosta elektronika oraz samplowane dźwięki – to poniekąd standard oldskulowego stylu. I w zasadzie nie dostajemy tutaj niczego nowego – czasem przewija się gitara elektryczna („Nie muszę być…”), inspiracja jazzem i funkiem (trąbki w „Sk8 Official” czy „Wszystko jest w ruchu”). Ale mimo tego „Etos” bywa dość przynudzający (skity sprawiają wrażenie dorzuconych na siłę), jednak same bity prezentują się nieźle orientalna „HH Karawana”). Tylko ta oldskulowość w połączeniu z surową nawijka Vienia nie sprawdza się. Ale to wina raczej samej nawijki Vienia – mocno archaiczną, wolną i odpychającą z mało zaskakującym frazami czy refleksjami o hip-hopie.

Sytuacji nawet nie ratują goście, którzy parę razy kradną szoł gospodarzowi (m.in. Sokół, Ten Typ Mes czy Sokół), więc „Etos II” tak naprawdę niespecjalnie wybija się z grona przeciętności. Przesłuchać można, tylko po co marnować czas?

5/10

Radosław Ostrowski


Sokół i Marysia Starosta – Czarna biała magia

Czarna_biala_magia

Polski rap od pewnego czasu zaczyna robić coraz ciekawszy i bogatszy. A jednym z najważniejszych polskich przedstawicieli jest Wojciech Sosnowski znany bardziej jako Sokół, który razem z WWO stali się legendą, m.in. dzięki tekstom i nawijce Sokoła. Teraz raper powraca z nowym materiałem, który nagrał z piosenkarka Marysią Starostą i jak zawsze przykuwa uwagę tytułem.

Na „Czarnej białej magii” jest aż 17 utworów, co nie jest zbyt porażające. Jednak raper znany jest przede wszystkim z błyskotliwej nawijki oraz wnikliwej obserwacji. Jednak skupmy się tu na bitach, bo te są dość różnorodne, bo i twórcy to nie byle jacy – SoDrumatic, WhiteHouse czy SpaceGhostPurrp (współpracujący z ASAP Rockym). Nie brakuje tutaj elektronicznych modulacji głosu („Każdy dzień”), oldskulowych skreczy, mocnej perkusji, a także żywych instrumentów (świetne solo gitary elektrycznej w „Każdy dzień”), a nawet pójście w stronę orientu („Jak walec”). Niespodzianka były dla mnie podkłady WhiteHouse’u, które bazowały na lekko jazzowej aranżacji (bas, fortepian i elektronika w „Wyblakłych myślach” oraz mocniejsza elektronika w „Borderline”, gdzie nawija sama Marysia) czy szybkie „Zdeptane kwiaty” (perkusja, bas, gitara i elektronika), zaś całość tworzy nieprawdopodobną i spójną całość, gdzie pokazana jest rzeczywistość nie koniecznie przyjemna, w przeciwieństwie do muzyki. Pewnym zgrzytem jest „Reszta życia” z podniosłymi smyczkami, które bardziej przypominają dokonania Lany Del Rey.

Ale za to teksty to mistrzostwo świata, co w przypadku Sokoła nie jest zaskoczeniem, bo ten facet naprawdę wybija się pod tym względem. Sokół pokazuje rzeczywistość w najmroczniejszych kolorach, jak w filmach Smarzowskiego, tylko jeszcze bardziej. Hedonizm, zoofilia, pedofilia, narkotyki, faszerowanie się chemią w jedzeniu, toksyczna miłość – wszystko to czasami przerysowane, z bluzgami, a jednocześnie mocnymi frazami typu: Popkultura mieli wszystko jednym trybem/Jezus, Adolf Hitler, Justin Bieber. Dlatego wymaga ten album naprawdę skupienia i uważnego słuchania. A flow Sokoła trzyma poziom, co nie podlega jakiejkolwiek dyskusji, z delikatnym wokalem Marysi działa to jak koktajl Mołotowa.

Rok kończy się naprawdę mocnym akcentem, bo „Czarna biała magia” jest brutalnie szczera, bogata w treści i bardzo mroczna. I nawet kończące całość „Nie padnę”, która daje pozorną nadzieję, nie jest w stanie tego zmienić.

8,5/10

Radosław Ostrowski