
Zespół kierowany przez Krzysztofa Myszkowskiego konsekwentnie gra bardzo wyciszoną, oszczędną muzykę poetycką. Jedynie z gitarą i wokalem. Dość często SDM nagrywa płyty dość często, ale nie jest o nich głośno w mediach. I nawet dwupłytowa „Kompresja ciszy” tego nie zmieni.
Zaczyna się spokojnym „Gdybaniem”, gdzie poza gitarą przewija się w tle harmonijka ustna i cymbałki. I w zasadzie ten spokój rzadko kiedy zostaje przerwany. Gdzieś tam cały czas brzdąka gitara, ale pojawia się drobne urozmaicenie jak wejście gitary elektrycznej („To ci dodaje sił”), skręcenie w country („Dziewiąty krąg”) czy bluesa (żywszy „Jeniec nocy” z Hammondami czy stonowany „Sejsmograf rozsądku”), a nawet rocka (7-minutowy „Festyn obsesji”). Muzyka w zasadzie jest tak naprawdę tylko tłem dla tekstów Myszkowskiego oraz jego charakterystycznego, niskiego głosu. A w tekstach opowiada i o swoim wieku („Pięćdziesiątka”), przygląda się rzeczywistości i zastanawia się nad poezją („Czytanie poezji i pisanie wierszy”).
Kompletnie zaskoczyło mnie to, że te dwa albumy nie wywołały znużenia, chociaż nadmiar bywa szkodliwy. Jeśli chcecie zrobić sobie przerwę na wyciszenie i pomyśleć nad pewnymi sprawami, to nowy SDM będzie pasował jak ulał. Natomiast szperacze mocniejszych wrażeń, niech dalej słuchają cięższego brzmienia.
7/10
Radosław Ostrowski


