Emad i Rana są młodym małżeństwem z Iranu. Oboje pracują jako aktorzy teatralni, chociaż on jeszcze dorabia jako nauczyciel. Właśnie wystawiają „Śmierć komiwojażera” Arthura Millera, a także zmieniają lokum, gdyż obecne zaczyna się rozpadać wskutek trzęsień. Kolega z pracy oferuje im nowe mieszkanie, którego lokatorka nie wyniosła rzeczy. Ale pewnego wieczora, kiedy kobieta zostawia otwarte drzwi, dochodzi do tragedii. Kobieta została pobita, a mąż próbuje rozgryźć, co się stało oraz ukarać sprawcę.

Kolejne dzieło z Iranu od Ashgara Farhadiego, czyli kino bardzo hermetyczne, oparte na niedopowiedzeniach, tajemnicy i ich kulturze. Tajemnice, skrywane pragnienia, kolejne nitki kłamstw, odkrywamy kolejne warstwy. Uderza mnie coś jeszcze: zemsta. Tutaj jest ona zdominowana i wykonywana przez mężczyzn, a kobiety i ich ból zostaje zepchnięty. To mężczyzna czuje się tutaj bardziej upokorzony od kobiety, chociaż sam nie czuje takiego bólu jak kobieta. Ona chce żyć dalej, w miarę normalnie funkcjonować, ale to nie jest takie łatwe. Pierwsze sceny po zdarzeniu pokazują to rozedrganie, poczucie niepokoju i widać, że zaczyna to działać destrukcyjnie na życie naszych bohaterów.

Tylko, że miałem ten sam problem, jak z „Rozstaniem” – rozumiałem motywacje oraz pewne działania naszych protagonistów, ale oglądałem to bez zaangażowania. Wszystko toczy się bardzo spokojnie, powoli, do tego jeszcze wplecione fragmenty pokazywanej w teatrze sztuki Millera, co może wybijać mocno z rytmu. Niby miało być podskórne napięcie, ale im bardziej to oglądałem, tym bardziej czułem znużenie. Jest poważnie, czasem aż za poważnie i zbyt duszno, wszystko rozrasta się wręcz do antycznego dramatu. Dodatkowo to prywatne śledztwo prowadzone tak przy okazji i wyrywkowo, też nie angażując za bardzo. Może z wyjątkiem wyjaśnienia oraz rozmowy ze sprawcą w dawnym mieszkaniu.

Przez co od „Klienta” odbijałem się od ściany, czując jedynie bardzo silny chłód. Rozumiem, o co chodziło, tylko nie byłem w stanie całkowicie wejść w ten film, co strasznie bolało. A może po prostu nie dojrzałem do tak specyficznego kina spoza swojego kręgu kultury. Musicie sami zmierzyć się z „Klientem”.
6/10
Radosław Ostrowski
