Ukryte działania

O podbijaniu kosmosu powstało już wiele ciekawych filmów jak „Pierwszy krok w kosmos”, „Apollo 13” czy ostatnio „Grawitacja” (aczkolwiek ten ostatni to bardziej survival). Ale czy można połączyć podbój kosmosu z równouprawnieniem i walką o godne życie dla kolorowych? Najnowszy film Theodore’a Melfiego pokazuje, że tak. A wszystko skupia się wokół programu Merkury, czyli pierwszych załogowych lotów kosmicznych NASA. Jest mi znana ta historia, gdyż widziałem znakomity „Pierwszy krok w kosmos” Philipa Kaufmana, ale tym razem zobaczymy to z innej perspektywy.

ukryte_dziaania1

Bohaterki są trzy, ale tak naprawdę skupienie jest na jednej: Katherine Goole, czarnoskórej matematyczce, pracującej w dziale obliczeniowym NASA. Jej przyjaciółkami są koleżanki z pracy: pulchna Dorothy Vaughn (nieformalnie pełniąca rolę przełożonej) oraz Mary Jackson, mająca ambicje oraz zacięcie inżynieryjne. Wszystkie trzy pomagają przy obliczeniach nad trajektorią lotów statków kosmicznych, a kulminacją opowieści jest lot Johna Glenna. Więc stawka teoretycznie jest wysoka, bo trzeba walczyć – w końcu finałowym celem jest Księżyc.

ukryte_dziaania2

Tej strony pracy w NASA nie pokazywano zbyt często na ekranie, więc jest to na pewno ciekawy punkt widzenia. Twórcy umieszczają to w konkretnym kontekście – pojawia się w telewizji dr King oraz zdarzenia związane z nienawiścią wobec czarnych (wspomniane jest podpalenie autobusu), wreszcie ciągle jest odczuwalna segregacja (oddzielne półki w bibliotece, miejsca w autobusie, toalety w budynku NASA), co bywa irytujące, ale nie zostało pozbawione humoru (sprawa toalety, która zostaje brutalnie rozwiązana za pomocą łomu czy uruchomienie komputerów IBM). I to nadal zastanawia, chociaż minęło już tyle lat od tych wydarzeń. Sporadycznie też poznajemy życie prywatne naszych pań, chociaż jest to ledwo liźnięte. Nie żeby to był zarzut, w końcu nie jest to najważniejszy motyw całej historii, ale pozwalał zbudować psychologię bohaterek, ich motywacje, lęki. zarówno walkę o możliwość studiowania (jedna, ale mocna scena w sądzie) czy pojawienie się nowego partnera dla Katherine – to daje także odrobinę luzu i humoru (padłem ze śmiechu przy scenie oświadczyn podczas kolacji rodzinnej).

ukryte_dziaania3

Trudno się przyczepić do kwestii technicznych – scenografia i kostiumy wiernie oddają realia epoki, dodatkowo wplatając archiwalne materiały. Zwłaszcza wygląda NASA oraz pracy Sekcji Obliczeniowej robią dobre wrażenie, nie dominując nad całością filmu. A lot Glenna (mimo wiadomego finału) potrafi utrzymać w napięciu, co jest pewną sztuką. Troszkę to psuje pojawiające się patetyczne wypowiedzi dotyczące pościgu za Ruskimi w podboju kosmosu, ale nie wywołuje to mocnego bólu gardła.

ukryte_dziaania4

Sam film byłby zaledwie poprawny, gdyby nie więcej niż solidne aktorstwo. Na pierwszy plan wybija się bardzo wyrazista Taraji P. Henson jako pani Goole. Skupiona, zdystansowana i próbująca dbać o własną rodzinę, ale gdy dokonuje obliczeń matematycznych przy tablicy, to wtedy działa jak prawdziwy komputer z iskrą geniuszu. Te sceny to prawdziwa wisienka na torcie. Poza nią solidny poziom trzyma Octavia Spencer (Dorothy Vaughn), chociaż pozostaje bardzo w cieniu partnerek. Niespodziankę wszystkim zrobiła piosenkarka Janelle Monae jako twardo walcząca o swoje Mary Jackson z odrobinę niewyparzoną gębą (spotkanie z policjantem na początku filmu), debiutując z prawdziwym hukiem. Ale drugi plan podporządkowuje wracający do formy (i dobrego doboru ról) Kevin Costner w roli szefa sekcji, Ala Johnsona. Trzeźwo myślący, niepozbawiony ambicji, ale i wyrozumiałości facet z dobrym ser duchem (ideał szefa, prawda).

„Ukryte działania” nie tworzą niczego nowego w historii kina, tylko są kolejnym przykładem historii, która może zainspirować do walki o swoją godność, spełnienie zawodowe. Solidne rzemiosło, sprawnie udokumentowane i oddające ducha realiów, ale brakuje w tym pazura. Ale czepiać się nie będę.

7/10

Radosław Ostrowski

Mów mi Vincent

Vincent jest wyjątkowo antypatycznym typem – pijus, hazardzista, korzysta też z usług ciężarnej prostytutki i ma w mieszkaniu – jak to śpiewał zespół T.Love – „szarmandzki syf”. I jego dość spokojne i monotonne życie zmienia się pod wpływem nowych sąsiadów, który na dzień dobry rozwalili mu auto oraz urwali gałąź z drzewa. Ci goście to samotna matka Maggie z synem Oliverem.

sw_wincenty1

W zasadzie dalsze opowiadanie nie ma sensu, bo wiemy jak to się skończy. Reżyser Theodore Melfi jest świadomy, ze korzysta z ogranych klisz. Mamy zgryźliwego tetryka, młodego chłopaka stającego się uczniem tetryka, sympatyczną prostytutkę, nieprzyjemnego bukmachera oraz katechetę jajcarza. Widziałem to parokrotnie, ale reżyser powagę miesza z humorem nie pozbawionym złośliwości oraz ironii. jednak tak naprawdę jest to opowieść o przyjaźni oraz samotności. Prawda jest taka, że każdy z nas jest większym lub mniejszym egocentrykiem, tylko że nie umiemy się przyznać do tego. Finał jest znany, ale po drodze poznamy kilka niezłych żartów, uważnej refleksji na temat natury ludzkiej oraz przeżyjemy udar. A po drodze dostaniemy jeszcze świetny soundtrack, lekcję bijatyki, oszukiwania oraz… bycia człowiekiem. Może troszkę zakończenie jest lukrowane (nie pozbawione jednak humoru), ale i tak przyjemnie się to ogląda.

sw_wincenty2

I powiem to wprost: to jest one man show Billa Murraya. Może i grał już ten typ postaci (ironicznego zgreda), ale jak każda tego typu postać skrywa w sobie pewien ból oraz wrażliwość schowaną pod maską cynika. Cała reszta obsady, choćby nie wiem jak by się starała (a stara się bardzo), jest tak naprawdę tylko dekoracją dla niezmordowanego Murraya. Ale trzeba pochwalić zarówno Jaredena Lieberhera (Oliver), który ma silną chemię z Murrayem, troszkę poważniejszą Melissę McCarthy (matka Olivera) oraz mówiącą rosyjskim akcentem Naomi Watts (prostytutka Daka).

Słodko-gorzkie kino o zwykłych ludziach – tego typu produkcje nadal dobrze się bronią. Naprawdę udane kino o św. Wincentym.

7/10

Radosław Ostrowski