Tides from Nebula – Safehaven

TIDES-FROM-NEBULA-SAFEHAVEN-2016

Polski zespół Tides from Nebula to jeden z nielicznych grup, grających muzykę instrumentalną, czyli rock progresywny. 3 lata temu swoim „Eternal Movement” przykuli moją uwagę, ale ekipa Macieja Karbowskiego nie odpuszcza i znowu gra swoją kosmiczną muzykę. Nie inaczej jest w „Safehaven”.

Czwarty album zawiera tylko osiem utworów, ale aura jest niesamowita. Właściwie jak to opisać? Kwartet – po raz pierwszy – sam wyprodukował całość bez wspierania się innymi. Czuć ten kosmos już w utworze tytułowym, z eterycznymi klawiszami, monotonnie uderzającą perkusją oraz konsekwentnie przycinającej gitary. Paleta dźwięków staje się silniejsza, słychać nawet kobiecą wokalizę. Kiedy wydaje się, że wszystko nabierze przyspieszenia, następuje wyciszenie i odzywają się klawisze. I można odnieść wrażenie, iż jesteśmy w przystani. To było jednak tylko uśpienie czujności, gdyż nagle wszystko staje się złowrogie, perkusja wali jak szalona i budzi się strach. „Knees to the Earth” zaczyna się dziwacznym galopem klawiszy z perkusją, do której dołączają się mocniejsze wejścia gitar. Wtedy szybkie tempo ustępuje rozmachowi i kopniakowi, by – jak zwykle – doszło do uspokojenia. Na krótko, riffy rozkręcają zabawę (gitara nawet świdruje), perkusja naparza z całej siły doprowadzając do mocnego finału.

„All The Steps I’ve Made” wydaje się być kontrastem dla poprzednich utworów, rozkręca się on bardzo powoli, a gitara delikatnie maluje obrazy. I tak w połowie głos biorą inne instrumenty, jednak robią to bez agresji i chamstwa, mimo silnego natężenia. Podobnie jest z „The Lifter” z minimalistyczną perkusją i silniejszym basem oraz rozmarzonym środkiem. „Traversing” zaczyna się od mocnego uderzenia, jednak będącego czymś w rodzaju echa, brzmiącym z daleka, ale to trwa krótko. Dalej jest już normalnie z cudowną elektroniką i agresywniejszymi gitarami nakładającymi się w połowie utworu. „Colour of Glow” intryguje elektronicznym basem na początku oraz cykaczami w tle (to najbardziej wyciszony utwór w zestawie).

A na sam koniec wisienki na torcie – przepiękny „We Are the Mirrors” z nieziemskimi gitarami wspieranymi przez kosmiczną elektronika oraz rozpędzoną sekcję rytmiczną. „Home” – utwór ku pamięci zmarłego w tym roku Piotra Grudzińskiego, gitarzysty Riverside – ma tak kozacką sekcję rytmiczną wspieraną przez delikatną gitarę, że nie da się nie wzruszyć. Po prostu odlot, a fani instrumentalnego gitarowego grania muszą nabyć ten album. Kwartet znowu jest w formie.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Tides from Nebula – Eternal Movement

Eternal_Movement

Muzyka rockowa teoretycznie wydaje się prosta i ciekawa. Ale jak zrobić muzykę rockową mając zespół składający się z samych instrumentalistów? Tak właśnie działa warszawski zespół Tides from Nebula, który tworzą: Adam Waleszyński (gitara), Maciej Karbowski (gitara, klawisze), Przemek Węgłowski (bas) i Tomasz Stołowski (perkusja).Do tej pory panowie wydali dwie płyty, a niedawno wyszedł 3 krążek.

Za „Eternal Movement” odpowiada Christer-Andre Cederbeg, który współpracował m.in. z zespołem Anathema. Więc jak przekazać emocje tylko i wyłącznie za pomocą muzyki? Panowie stworzyli wręcz kosmiczne brzmienie. Utworów jest tylko osiem, ale za to nadrabiają długością oraz aranżacjami. Już „Laugher of Gods” pokazuje z czym mamy do czynienia – duża przestrzeń, „plastyczność” samej muzyki, świetne zgranie zespołu oraz poczucie wielkiej przestrzeni. Muzyka instrumentalna zawsze wprawia mnie w problem, bo nie potrafię opisać słowami muzyki. Bo jak mam opisać „Emptiness of Yours and Mine”, obrazujący pustkę i samotność, by w ostatnich trzech minutach nagle eksplodować? Czy tej euforycznej jazdy w „Hollow Lights”? Albo zmienne tempo w „Now Run” czy „Let It Out, Let It Flow, Let It Fly”? Nie wspominając o epickim, choć powoli rozkręcającym się „Up from Eden”.  Mógłbym powiedzieć, sami tego posłuchajcie, ale to jest trochę tak jak prosić niemowę, by coś powiedział.

Ale słuchając takich albumów jak „Eternal Movement” mógłbym ograniczyć się do wystawienia oceny i tyle. Więc powiem krótko: znakomita płyta. Ja znów zaczynam jej słuchać, a wy?

8,5/10

Radosław Ostrowski