Acid Drinkers – P.E.E.P. Show

peep show

Wielokrotnie poznawałem dorobek tej metalowej grupy kierowanej przez niezmordowanego Titusa. Kiedy pojawiły się wieści, że grupę opuszcza perkusista Ślimak, przyspieszyło to moją decyzję w zapoznaniu się z nowym, ostatnim materiałem w klasycznym składzie grupy.

I jest ostro, ciężko, agresywnie, ale i melodyjnie. To mordercze tempo jest odczuwalne już przy „Let’em Bleed”, gdzie wszystko pędzi w galopującym tempie, pozwalając sobie na odrobinę spowolnienia przy refrenie. Nie inaczej jest w przypadku speedowego „Monkey Mosh”, niemal pędzącej na sterydach czy bardziej surowym, ale pełnym popisów gitarowo-perkusyjnych „Sociopath” (w refrenie przewija się w tle takie echo, które buduje odrobinę niepokoju). Czasami gitara sprawia wrażenie lekko podchmielowej (początek „Become a Bitch”), unosi się mocno duch Black Sabbath (epickie i wręcz marszowe „Thy Will Be Done” z riffem w środku przypominającym… muzykę z Commodore czy innej starej konsoli gier) czy przyspieszonego punka („50? Don’t Slow Down”), wprowadzając chaos i zadymę („The Cannibal” z orientalnym środkiem czy „Diamond Throats”).

Miało być więcej łojenia oraz masakrowania przeciwników? I jest, aczkolwiek wyjątkiem od tej reguły jest powolny, ale ciężki finał w postaci „After The Vulture”. W zasadzie trudno wyróżnić i wyłuskać poszczególne utwory, a Titus ze swoim gardłem drze się, dając takiego ognia jakiego nie było na naszym podwórku od bardzo dawna. Kwasożłopy mocno trzymają za pysk i nie puszczają aż do samego końca. Mogę tylko pozazdrościć im energii, mimo ponad 30 lat grania na scenie, chociaż można odnieść wrażenie przesytu.

7,5/10

Acid Drinkers – 25 Cents for a Riff

25_Cents_for_a_Riff

Znajomość z tą grupą zaczęła się od jajcarskiego “Fishdicka Zwei” oraz mocniejszego “La part du diable”. Jednak poznańska grupa Acid Drinkers nie spoczywa na laurach i po dwóch latach pojawia się z autorskim materiałem. Jednak tytuł nie wróżył zbyt wiele – „25 Cents for Riff”, tanio się cenią panowie?

Błąd. Panowie z okazji 25-lecia wracają do swoich korzeni. Jest ciężko, mroczno, ostro i… melodyjnie? Choć początek (tytułowy utwór z wolnym basowym wstepem) wydaje się dziwaczny, ale dalej jest metalowo i riffowo. Inspiracji jest tutaj cała masa: od Guns’n’Roses (podrasowane „Me”, gdzie Titus śpiewa jak Axl Rose) przez Motorhead („God Hampered His Life”, które pędzi na złamanie karku, a śpiewający Jankiel ma bardzo zbliżony głos do Lemmy’ego) aż po Black Sabbath („Riot In Eden”). Nie brakuje też dość sporych zaskoczeń, jak melodyjny singiel „Don’t Drink Evil Things” pachnący southern rockiem. Riffy Popcorna i Jankiela łoją aż miło, perkusja Ślimaka nadaje tempo i łamie wszystko po drodze („Not By It’s Cover” pachnące Mastodonem m.in. z powodu nakładających się ech), a Titus śpiewa wszystko po swojemu drąc ryja po całości.

Ale jednego jestem pewny: Acid Drinkers kosi konkurencje mocno w środowisku metalowym. Jest ostro, agresywnie, jednak pojawiają się zaskakujące momenty (akustyczna ballada „My Soul’s Among the Lions” czy „Madman’s Jint” z wokalem perkusisty Ślimaka). 25 centów za riff? W tym przypadku niska cena nie oznacza słabej jakości.

8/10

Radosław Ostrowski