To był zwykły przypadek

Pierwszy raz pojawiłem się na festiwalu filmowym w moim mieście, czyli WAMA Film Festival. O tyle warto wybrać się na tą imprezę, bo wejściówki są (za pomocą rezerwacji przez internet) za darmo. Dla mnie to brzmi jak uczciwa cena. I dzięki temu udało mi się zobaczyć przedpremierowo tegorocznego zdobywcę Złotej Palmy w Cannes, czyli najnowsze dzieło irańskiego reżysera Jafara Panahiego.

„To był zwykły przypadek” zaczyna się niepozornie. Widzimy rodzinę jadącą samochodem nocą – ojciec za kółkiem, obok niego żona, z tyłu córka. W trakcie jazdy dzieją się dwie rzeczy: najpierw przejechany zostaje pies, co wyskoczył kompletnie znienacka, a następnie auto staje. Na szczęście pomoc oferuje mechanik, jednak drugi Vahid (Vahid Mobasheri) przygląda się z oddali, ukrywając się. Dlaczego? Sposób poruszania się klienta sprawia, że mężczyzna rozpoznaje w nim oficera policji Eghbah (Ebrahim Azizi), który go torturował podczas przesłuchania dotyczących protestów antyrządowych. Wskutek tych działań mężczyzna ma mocno wyniszczone nerki i obolałe plecy, więc decyduje porwać się swojego oprawcę oraz… zakopać go żywcem. Problem w tym, że zaczyna mieć wątpliwości co do tożsamości porwanego. Zwraca się o pomoc do przyjaciela, a ten daje namiar do innej ofiary, fotograf Shivy (Mariam Afshari).

Reżyser opowiada bardzo powoli, w zasadzie niewiele zdradzając na początku, bez walenia ekspozycją jak szalony. Dialogi są zdawkowe, proste, z kamerą niemal przyklejoną do postaci. Jednak atmosfera staje się coraz gęstsza, tonalnie skręcając raz w stronę thrillera, raz w mocno absurdalną komedię. Bo w całą tą historię zostają wrzuceni także państwo młodzi (przyszła żona też była ofiarą gliniarza) oraz najbardziej narwany Hamid. Cała ta grupa zostaje znowu zderzona z brutalną przeszłością, która zostawiła silne piętno. I co z tym wszystkim zrobić? Zapomnieć oraz iść dalej, czy może wziąć sprawy we własne ręce? Panahi oskarża irański reżim za opresyjność i terror – same opowieści przesłuchań mrożą krew w żyłach. Ten ból, ta wściekłość i gniew trzyma za gardło. A wszystko zmierza ku bardzo silnemu emocjonalnie finale, niemal pokazany w jednym, statycznym kadrze. Tak samo zapada mocno w pamięć ostatni kadr i dźwięk, przypominający, że jakiekolwiek działanie nie pozwoli zachować spokoju.

Chyba będę musiał bliżej poznać filmografię samego Panahiego oraz irańskiego kina. „To był zwykły przypadek” jest jak bomba z opóźnionym zapłonem – powolna, lecz konsekwentnie zmierzająca do eksplozji. Oficjalnie film do kin wchodzi pod koniec stycznia przyszłego roku, ale jeśli będziecie mieli okazję zobaczyć przedpremierowo, nie wahajcie się. Fantastycznie zagrany, świetnie napisany, pełen napięcia oraz silnego zakończenia. To nie był zwykły film.

8/10

Radosław Ostrowski