Weekend – Święta z Radkiem

Swieta_z_Radkiem

Coś ze mną jest nie tak, skoro znów (niejako za karę – nigdy nie zakładaj się) trzeba przesłuchać płytę popularnego zespołu Weekend. Ekipa z Sejn postanowiła pójść z duchem czasu i nagrali płytę z kolędami. Nie, nie napisali własnych piosenek, co dla wielu mogło być szokiem, ale poszli w sprawdzone utwory, sztuk dziesięć i nadali najgorszy możliwy tytuł, czyli „Święta z Radkiem” (nie moja wina, że frontman zespołu ma takie samo imię co autor tego tekstu).

Podchodziłem do tego albumu jak skazaniec przed egzekucja oczekując tandetnego i badziewiastego brzmienia. I o dziwo aranżacje tych nieśmiertelnych utworów jak „Bóg się rodzi”, „Lulajże Jezuniu” czy „Przybieżeli do Betlejem” brzmią więcej niż znośnie. Tego po prostu da się słuchać i w dużej części postawili na żywe instrumenty, zaś klawisze co najwyżej udają smyczki i dzwoneczki. Więc jest tutaj gitara akustyczna, perkusja, cymbałki, nawet klarnet się załapał. I brzmi to, jak na ten zespół, wręcz znakomicie i ma to klimat. Naprawdę tego się nie spodziewałem.

I wszystko było by dobrze, gdyby nie wokal Radka Liszewskiego, który przypomina, że to jednak płyta zespołu disco polo. Niestety, facet robi wszystko, żebyście znienawidzili te piosenki, choć stara się jak może, ale niestety kursu śpiewania nie zrobił, ze szkodą dla wszystkich, którzy nie są jego fanami.

No i wyszedł z tego średniak, choć spodziewałem się mega chały na poziomie „Ona tańczy dla mnie”. A to w przypadku tej grupy, spory progres.

5/10

Radosław Ostrowski

http://w408.wrzuta.pl/audio/8Uiy0VNVcDT/weekend_-_gdy_sliczna_panna

Weekend – Ona tańczy dla mnie

Ona_tanczy_dla_mnie

Jeśli myślicie, że hardkorowe granie to metalowe kapele w stylu Motorhead (zarąbista ostatnia płyta), Slayera, Slasha czy nawet takich weteranów jak Black Sabbath, to oznacza jedną rzecz i tylko jedną rzecz – nie słyszeliście grupy Weekend. Jak można poznać ich dorobek? Jest kilka sposobów – od kupna płyty, wypicia więcej niż „kilku piw” lub przegranie zakładu. Ja wpadłem w to trzecie, ale zamierzam zachować się jak profesjonalista. Więc bez zbędnego opierdalania się, biorę się do rzeczy.

Jak podaje Wikipedia, zespół powstał w Sejnach w 2000 roku, obecnie tworzą go: wokalista Radosław Liszewski oraz tancerze (osoby zbędne przy pracy nad płytami) Adam Łazowski i Paweł Nitupski. Do tej pory wydali cztery płyty, więc doszli do wniosku, że pora zrobić płytę nr 5. I tak stali się nagle popularni w gatunku zwanym disco polo.

Album zawiera 10 utworów (naprawdę 6, bo cztery ostatnie to zremiksowane wersje – zahaczające o New Order „Męska rzeczywistość”, idący w Pitbulla „Za każdą chwilę z tobą” niejakiego V-Projecta oraz dwa koszmarne remiksy „Ona tańczy dla mnie”). Zaczyna ją tytułowa kompozycja, która jest tak znana, że nie muszę o niej mówić (kilka milionów wejść nie YouTube nie mogło być przypadkowe) – pojawia się ono jeszcze w dwóch remiksach, które są synonimem słowa koszmar. Same kompozycje są budowane na tak standardowych instrumentach jak syntezator jeden, drugi i trzeci. To nawet można przeżyć, ale same melodie brzmią dość topornie i drażnią użytą tam elektroniką, która imituje pianino, smyczki czy saksofon („Zakochani wciąż jak nikt”). Zaś próby pójścia w pop („Męska rzeczywistość”) czy rapu („Moje miasto nigdy nie śpi”), nie ratują tego albumu.

W disco polo wokal i teksty są drugorzędne i nieistotne. Chyba Radosław Liszewski jest tego w pełni świadomy, bo ani wokal nie powala, zaś teksty są dość proste i porażają głębią jak w refrenie „Zakochani wciąż jak nikt”: „Więc całuj mnie do licha bo,/życie nam usycha bzdur,/góry odłóż na bok to,/co istotne mało.” Także padają takie słowa jak „maleńka”, „o o o  o” czy moją ulubioną frazę „wiem nie jestem święty, mówią nawet mi drań”. Jestem porażony.

„Ona tańczy dla mnie” to album dla ludzi o mocnych nerwach, lubiących wyzwania i silnych psychicznie. Jeśli nie należycie do żadnej z tych grup, odpuśćcie sobie.