Parasite

Od czego by tu zacząć? Jesteśmy w południowej Korei, czyli tej spokojniejszej, demokratycznej. Tutaj przebywa biedna rodzina pana Kima, mieszkająca w ruderze, a właściwie piwnicy. Żadne z tej familii nie ma pracy na stałe, próbując jakoś przeżyć kolejnego dnia. Bo ile razy można pakować pudełka po pizzy? Wszyscy mają smartfony, ale wszystko się zmienia, gdy zostaje zmienione hasło do wifi. Zmianę powoduje tutaj szansa, by zmienić swoje położenie. Mianowicie przyjaciel Gi-woo proponuje mu zastępstwo w swojej pracy: korepetytora języka angielskiego córki bogatych ludzi. Chłopak się zgadza i po jednej lekcji zaczyna kombinować jak zaadaptować resztę rodziny do pracy w tym domostwie.

parasite1

Do kina azjatyckiego zaglądam rzadko z powodu obaw wynikających z nieznajomości kontekstu kulturowego. Ale reżyser Bong Joon-ho jest jednym z wyjątków od tej reguły, który mnie zaciekawił. Więcej o fabule nagrodzonej Złotą Palmą „Parasite” nie mogę powiedzieć, bo na niespodziankach, woltach, sztuczkach oparta jest całość. Niby zaczyna się jak dramat społeczny, gdzie mamy zderzenie dwóch światów: nowobogackich ludzi wychowujących dzieci w bardzo „zachodni” sposób oraz naszych bohaterów, którzy nie są pozbawieni talentów (głównie oszustwa i manipulacji), lecz znajdują się na dnie drabiny. Dlatego, by przetrwać decydują się na różne sztuczki oraz mocne balansowanie na granicy prawa. A najbardziej zadziwia ta rodzina nowobogackich, sprawiająca wrażenie naiwnych, podatnych na każdą sugestię (ważniejsze jest dla nich polecenie czy rekomendacja niż dokumenty czy CV w sprawie pracy). Troszkę szkoda, że nie poznajemy ich bliżej, ale to wtedy byłby inny film.

parasite2

Reżyser – jak na twórcę azjatyckiego przystało – miesza tutaj pozornie różne i niepasujące do siebie gatunki. Bo poza dramatem czy kinem społecznym znajduje się miejsce na odrobinę humoru oraz dreszczowiec. Zwłaszcza ostatnie 45 minut idzie w zupełnie innym kierunku, gdy wypływa tajemnica związana z domem, o jakiej nie wiedzieli sami właściciele. Powiem tylko jedno: dzieje się, a historia naprawdę potrafi zaangażować. A jednocześnie ciągle jesteśmy wodzeni za nos, nie mogąc przewidzieć kierunku rozwoju fabuły z wyrazistymi postaciami oraz świetnymi dialogami. Pomaga w tym fantastyczna realizacja od bardzo precyzyjnej pracy kamery po płynny montaż. O aktorstwie nie jestem w stanie złego słowa powiedzieć, a trudno mi kogokolwiek (może oprócz ojca i syna) wyróżnić.

parasite3

„Parasite” jest bardzo prowokacyjnym filmem, który stawia pytanie o to, kto tak naprawdę jest pasożytem w społeczeństwie. Problem jednak w tym, że odpowiedź na nie wcale nie jest prosta, chociaż czy jest ona istotna. Poza tym to wspaniałe kino gatunkowe, a jednocześnie bardzo przystępne dla osób nie zainteresowanych kinem koreańskim. Czy muszę mówić, że trzeba to obejrzeć?

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Zombie express

Kino azjatyckie znane jest z tego, że bywa miejscami bardzo szalone, ekstrawaganckie i nieprzewidywalne. Tym razem koreański reżyser Sang-ho Yeon postanowił wziąć na warsztat ograny już temat zombie apokalipsy. Ale co nowego w tym temacie można opowiedzieć?

Cała historia skupia się na pewnym korposzczurze o imieniu Seok-woo, który pracuje jako doradca inwestycyjny, jednak jego prywatne życie w niczym nie przypomina idealnego planu. Mieszka z matką, wychowuje (powiedzmy) córkę, nie mając dla niej kompletnie czasu, zaś żona zostawiło go wiele lat temu. I to właśnie córka prosi go o to, by pojechać do matki mieszkającej w Busan. Niby nic wielkiego, jednak zaczynają dochodzić informacje o zamieszkach oraz dziwacznej agresji ludzi. Ludzi, którzy po ugryzieniu zmieniają się w żądne krwi bestie. I taka bestia w ostatniej chwili wchodzi do pociągu. A to może oznaczać tylko jedno – w pociągu dojdzie do rzezi.

zombie_express1

Ci, co liczą na hektolitry krwi, nieskrępowaną rzeźnię oraz przemoc w stylu Mortal Kombat, to… wsiądźcie do innego pociągu. Nie brakuje scen brutalnych czy wylewającej się krwi, zaś zombie utrzymując włączony w XXI wieku tryb turbo (innymi słowy: zapierdalają jak szalone). Tylko, że zombie – niczym w serialu „Walking Dead” – są jedynie tłem i pretekstem do analizy zachowań ludzi, będących kompletnie zdezorientowanych, mający tylko szczątkowe informacje. I wtedy widać, kto jest prawdziwym potworem. Bo strach wyzwala emocje, jakich nie spodziewałby się nikt po sobie: od paraliżu przez egoizm aż do wręcz heroiczną walkę oraz skłonność do poświęcenia, co jest ogromną niespodzianką. Nie brakuje też klasycznych motywów jak próba przedarcia się z wagonu do wagonu przez hordy zombiaków (z kilkoma patentami w postaci kompletnego „oślepienia” stworów w mroku), poprzedzonych krótkimi starciami z pomocą pałek i pięści. Choć ich jest niewiele, budują suspens i są świetnie zrealizowane, podbijając tempo. Robiąc to bez wykorzystania jump-scare’ów, nerwowych popisów smyczków oraz typowych sztuczek znanych z typowego kina grozy.

zombie_express2

Osadzenie większości akcji w pociągu tylko potęguje klimat klaustrofobii, zaś sami ludzie (w szczególności korporacyjny szef w średnim wieku, przejmujący niemal kontrolę nad grupą ocalonych) są w ciągłym klinczu między instynktem przetrwania a działaniem drużynowym, co świetnie pokazuje finał przebicia się ocalonych przez wagony umarlaków do pozostałych. Z kolei świat dookoła wygląda niczym miejska pustynia, gdzie wszędzie się pojawia zagrożenie i nie wiadomo, czy jest bezpiecznie, doprowadzając do bardzo poruszającego finału (nie spodziewałem się tak wzruszających scen w takim gatunku). I pozostaje jedno pytanie: co ty byś zrobił na ich miejscu? Jak byś się zachował i czym się kierował? A to naprawdę dużo.

zombie_express3

Sam film jest świetnie zagrany, ciągle utrzymuje poczucie niepokoju, zaś panoramy pustych miast budzą skojarzenie z pierwszymi seriami „Walking Dead”. Dawno nie oglądałem tak klimatycznego, mocnego horroru, zmuszającego jednocześnie do postawienia się w sytuacji bohaterów, konsekwentnie dążąc do celu.

8/10 

Radosław Ostrowski