Zombie express

Kino azjatyckie znane jest z tego, że bywa miejscami bardzo szalone, ekstrawaganckie i nieprzewidywalne. Tym razem koreański reżyser Sang-ho Yeon postanowił wziąć na warsztat ograny już temat zombie apokalipsy. Ale co nowego w tym temacie można opowiedzieć?

Cała historia skupia się na pewnym korposzczurze o imieniu Seok-woo, który pracuje jako doradca inwestycyjny, jednak jego prywatne życie w niczym nie przypomina idealnego planu. Mieszka z matką, wychowuje (powiedzmy) córkę, nie mając dla niej kompletnie czasu, zaś żona zostawiło go wiele lat temu. I to właśnie córka prosi go o to, by pojechać do matki mieszkającej w Busan. Niby nic wielkiego, jednak zaczynają dochodzić informacje o zamieszkach oraz dziwacznej agresji ludzi. Ludzi, którzy po ugryzieniu zmieniają się w żądne krwi bestie. I taka bestia w ostatniej chwili wchodzi do pociągu. A to może oznaczać tylko jedno – w pociągu dojdzie do rzezi.

zombie_express1

Ci, co liczą na hektolitry krwi, nieskrępowaną rzeźnię oraz przemoc w stylu Mortal Kombat, to… wsiądźcie do innego pociągu. Nie brakuje scen brutalnych czy wylewającej się krwi, zaś zombie utrzymując włączony w XXI wieku tryb turbo (innymi słowy: zapierdalają jak szalone). Tylko, że zombie – niczym w serialu „Walking Dead” – są jedynie tłem i pretekstem do analizy zachowań ludzi, będących kompletnie zdezorientowanych, mający tylko szczątkowe informacje. I wtedy widać, kto jest prawdziwym potworem. Bo strach wyzwala emocje, jakich nie spodziewałby się nikt po sobie: od paraliżu przez egoizm aż do wręcz heroiczną walkę oraz skłonność do poświęcenia, co jest ogromną niespodzianką. Nie brakuje też klasycznych motywów jak próba przedarcia się z wagonu do wagonu przez hordy zombiaków (z kilkoma patentami w postaci kompletnego „oślepienia” stworów w mroku), poprzedzonych krótkimi starciami z pomocą pałek i pięści. Choć ich jest niewiele, budują suspens i są świetnie zrealizowane, podbijając tempo. Robiąc to bez wykorzystania jump-scare’ów, nerwowych popisów smyczków oraz typowych sztuczek znanych z typowego kina grozy.

zombie_express2

Osadzenie większości akcji w pociągu tylko potęguje klimat klaustrofobii, zaś sami ludzie (w szczególności korporacyjny szef w średnim wieku, przejmujący niemal kontrolę nad grupą ocalonych) są w ciągłym klinczu między instynktem przetrwania a działaniem drużynowym, co świetnie pokazuje finał przebicia się ocalonych przez wagony umarlaków do pozostałych. Z kolei świat dookoła wygląda niczym miejska pustynia, gdzie wszędzie się pojawia zagrożenie i nie wiadomo, czy jest bezpiecznie, doprowadzając do bardzo poruszającego finału (nie spodziewałem się tak wzruszających scen w takim gatunku). I pozostaje jedno pytanie: co ty byś zrobił na ich miejscu? Jak byś się zachował i czym się kierował? A to naprawdę dużo.

zombie_express3

Sam film jest świetnie zagrany, ciągle utrzymuje poczucie niepokoju, zaś panoramy pustych miast budzą skojarzenie z pierwszymi seriami „Walking Dead”. Dawno nie oglądałem tak klimatycznego, mocnego horroru, zmuszającego jednocześnie do postawienia się w sytuacji bohaterów, konsekwentnie dążąc do celu.

8/10 

Radosław Ostrowski

Gra cieni

Przedwojenna Korea znajdowała się pod dyktatem Japonii, gdzie część mieszkańców poszła na współpracę z okupantem. Jednym z takich ludzi jest Lee Jeong-chool – kapitan japońskiej policji, który kiedyś należał do ruchu oporu. A wszystko zaczyna się od obławy na dawnego znajomego z młodości, która kończy się śmiercią ściganego. Jednak przełożony postanawia dać Lee drugą szansę: infiltracja środowiska ruchu oporu, by schwytać jego przywódcę Jeong Chae-san. By tego dokonać, kapitan musi się „zaprzyjaźnić” z niejakim Kim Woo-jin, właścicielem zakładu fotograficznego. Od tej pory zaczyna się ryzykowna gra, gdzie do zdobycia jest zarówno całe szefostwo ruchu oporu, jak i materiały wybuchowe.

gra_cieni1

Koreańskie kino to rejon dla mnie nadal dość dziewiczy, a tym bardziej kino szpiegowskie. Kim Jee-woon jednak łączy amerykański sznyt z koreańskim stylem. Realia epoki są odtworzone z ogromnym pietyzmem. Kostiumy, pojazdy czy wnętrza zarówno pociągu jak i budynków prezentują się imponująco. Ale najważniejsza jest tutaj sama historia, gdzie mamy zderzenie dwóch walczących siatek: japońskiej policji i wywiad oraz koreańskim ruchem oporu, walczącym o niepodległość kraju. Intryga tutaj jest bardzo mocno pogmatwana, bo w każdej ze stron działają podwójni agenci oraz zdrajcy. Nie do końca wiadomo komu można zaufać, a stawka jest coraz wyższa. Czy nasz kapitan zdradzi swoich przełożonych, którzy nim gardzą? A może udaremni plany ruchu oporu? Reżyser bardzo powoli buduje napięcie w pozornie prostych scenach (wspólne popijawy czy akcja w pociagu), przez co niepokój jest wręcz obecny cały czas. Za to zaskakuje pomysłowo zainscenizowanymi scenami akcji – zarówno początkowa obława z żołnierzami skaczącymi po dachach jak i bardzo efektowna strzelanina na dworcu podnoszą adrenalinę. Więc nie zabrakło widowiskowości w tej – pozornie kameralnej – historii o zdradzie, przyjaźni i lojalności.

gra_cieni2

Tylko, że ponad dwugodzinna opowieść ma pewne momenty przestoju i miejscami bywa odrobinkę teatralna, co może zniechęcić. Dodatkowo nadmiar postaci drugo- i trzecioplanowych, które mogą odegrać istotną rolę jest bardzo duży, przez co trzeba „Grę cieni” oglądać w dużym skupieniu oraz koncentracji, by nie pogubić się w tej całej układance. Dodatkowo wiele postaci jest ledwo zarysowanych, przez co trudno się z nimi identyfikować, tak samo jak emocjonalny chłód między głównymi bohaterami.

gra_cieni3

Ale jeśli dodamy do tego porządne aktorstwo (ze szczególnym wskazaniem na bardzo wycofanego Songa Kan-hoo oraz Yoo Gonga) i pewną reżyserię, w efekcie dostajemy sprytnie poprowadzone kino rozrywkowe, pełne zaskoczeń, rozmachu, stylu oraz brutalne.

7/10

Radosław Ostrowski