Nick Cave and the Bad Seeds – Push the Sky Away

push_the_sky_away_300x300

Nagrywają płyty raz na kilka lat, ale gdy już pojawia się album, jest to wydarzenie. Nick Cave dla mnie jest przede wszystkim kompozytorem filmowym, którego nieszablonowe partytury pisane z Warrenem Ellisem robiły pozytywne wrażenie. Dopiero teraz odkryłem, że od 30 lat kieruje zespołem The Bad Seeds, grając szeroko pojęta muzykę alternatywną, budującą bardzo mroczny klimat. Właśnie dzisiaj wyszła już 15 płyta Cave’a i Złych Nasion „Push the Sky Away”.

Przed nagraniem doszło do perturbacji w składzie. Zespół opuścił współzałożyciel Mick Harvey, za to wrócił grający w latach 80-tych Barry Adamson. I tak siedmioosobowy zespół (Cave, Adamson, Ellis, Martyn Casey, Convay Savage, Thomas Wydler i Jim Sclavunos) pojawili się i nagrali nowy album po pięciu latach.

Piosenek jest 9, czyli niewiele jak dla zespołu i na standardy dzisiejsze. Jednak nie liczy się ilość, ale jakość i ta muzyka jest dla mnie zaskakująca. Z jednej strony te utwory są bardzo stonowane i kameralne, ale podskórnie wyczuwa się mrok i tajemnicę, pokazując mroczną stronę człowieka. Wyczuwa się to już w  „We No Who U R”, gdzie niewyraźnie brzmiące klawisze, syntetyczna perkusja oraz spokojny wokal Cave’a mówiący, że „wie kim jesteśmy, gdzie mieszkami i przebaczenie nie jest nam potrzebne”. Ale to dopiero początek dalej mamy skontrastowane organy z gitarą elektryczną („Wide Lovely Eyes”), kompletnie przemieszanie gitar, smyczków, pianina i nerwowej perkusji („Water’s Edge”), spokojny i zapętlający wstęp gitarowy, gdzie poszczególne instrumenty zaczynają rozbrzmiewać i zlewać w mocnym finale („Jubilee Street”) czy idący w stronę bluesa i psychodelii „Higgs Boson Blues” z lekko podchmielonym głosem Cave’a. Każdy utwór jest inny i jednocześnie przykuwa uwagę.

Poza wokalem Cave’a, który brzmi spokojnie nie można zignorować tekstów, w których autor opowiada różne opowieści, które nie są ze sobą powiązane (poza „Jubilee Street” o prostytucje, co „miała historię, ale nie przeszłość” i „Finishing Jubilee Street” opowiadający o przeżyciach Cave’a… po napisaniu „Jubilee Street”). A czego tu nie ma? Syreny („Mermaids”), wędrówka do Genewy, gdzie spotykamy Roberta Johnsona skuszonego przez diabła, samego diabła i… Miley Cyrus („Higgs Boson Blues”) czy nieradzenie sobie z problemami (tytułowy utwór o „popychaniu nieba”).

Ta muzyka albo was przyciągnie albo odepchnie. Stany średnie nie istnieją tutaj, a mnie wciągnęło totalnie. I już wiem, że moja znajomość z Cave’m i Nasionami dopiero się zaczyna.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz