Sugar Man

Historia, którą teraz usłyszycie mogłaby służyć za historię wymyśloną przez gości z Hollywood czy innego kraju. Bo jak inaczej opisać historię muzyka, któremu wróżono karierę na miarę samego Dylana, nagrał dwie płyty, które zebrały dobre recenzje i… zniknął. Podobno popełnił samobójstwo. I wtedy stał się popularny w… RPA. Jego dwaj zapaleni fani (dziennikarz Craig Bartolomew-Salomon oraz właściciel sklepu płytowego Stephen „Sugar” Segerman podjęli się poprowadzenia śledztwa, którego efekt był bardzo zaskakujący. Bo okazało się, że Rodriguez żyje.

sugar_man2_300x300

Reżyser Malik Bendjelloul opowiada historię tak nieprawdopodobną, że mogła się wydarzyć tylko w filmie. Początek jest naprawdę intrygujący, bo mamy tajemnicę, która przykuwa uwagę i pokazuje jak bardzo przypadek decyduje o naszym losie. Człowiek, który miał wszystko by odnieść sukces i być megagwiazdą, jest robotnikiem budowlanym. Czy może być coś bardziej przewrotnego? Mimo tych przeciwności, Rodriguez pozostaje skromnym, twardo stąpającym po ziemi człowiekiem. Takie połączenie (skromność, wrażliwość, realne spojrzenie na świat) zdarza się bardzo rzadko, a jednocześnie jest bardzo tajemniczym facetem. Co najdziwniejsze, jego muzyka pojawiająca się w filmie nie tylko nie zestarzała się, ale zaskakująco przyjemnie się jej słucha i dodatkowo buduje klimat tego filmu. Zręczne wykorzystanie archiwalnych materiałów (m.in. kręconych kamerą wideo córki Rodrigueza w trakcie pobytu w RPA w 1998 roku) z animowanymi wstawkami (m.in. nagłówki gazet) i rozmowami z producentami płyt, „detektywami” czy samym Rodriguezem.  Miałem uczucie jakbym uczestniczył w wyprawie, której finału tak naprawdę nie znam, a uczucie to trwa dalej.

sugar_man3_300x300

To jest jeden z tych filmów, których obejrzenie powinno być czymś obowiązkowym. Bo takie historie zdarzają się bardzo rzadko.

8/10

Radosław Ostrowski

PS. Krążą słuchy, że Rodriguez nagrywa nowy materiał. I chyba będzie popularny nie tylko w RPA.

Dodaj komentarz