

Ten zespół to jedna z ikon muzyki nowofalowej. Delikatne i przyjemne dźwięki elektroniczne z czasem stawały się mroczniejsze i mniej przebojowe, a że działają już ponad 30 lat nadal imponują kreatywnością. Chodzi o trio Depeche Mode, a wspominam o nich, bo zbliża się już 13 studyjna płyta.
Na 13 płycie „Delta Machine” jest nomen omen 13 piosenek, które pachną elektronicznym popem. I znów Martin Gore pokazał co potrafi jako kompozytor. Ta płyta jest po prostu naszpikowana elektroniką, tak jak ostatnie płyty zespołu. I tak jak zawsze nie brakuje tutaj zarówno spokojniejszych, ale bogatych kompozycji („Welcome to My World”), klawisze pulsują („Soft Touch/Raw Nerve”), mieszają i tworzą bardzo dziwne dźwięki, których słucha się z niekłamaną przyjemnością. Każdy utwór ma swój własny klimat, poza klawiszami oraz perkusją (zazwyczaj elektroniczną), pojawia się też gitara elektryczna (najbardziej słyszalna w „Heaven”). Poza dynamicznymi czy wręcz dyskotekowymi kawałkami („Broken”) są znacznie spokojniejsze i oszczędniejsze utwory („Slow” czy „The Child Inside”). Nie wiem jak oni to robią, ale nie ma tutaj utworów słabych czy nieudanych. Są w najgorszym wypadku dobre, w najlepszy bardzo dobre a nawet świetne.
Ale Depeche Mode poza elektronicznymi brzmieniami mają jedną mocno wyróżniającą od reszty zespołów rzecz – Davida Gahana. Nie wiem jak on to robi, ale jest pełen emocji, zarówno spokojniejszy („Secret to th End”) jak i bardziej ekspresyjny („Heaven”). Ale też jest zgrany z muzyką, a to + bardzo intrygujące teksty, w których nie ma miejsca na banalne słówka.
Kiedy słuchałem płyty Soulsavers, w którym śpiewał Dave Gahan zastanawiałem się czy uda się przeskoczyć Gore’owi poprzeczką zawieszoną przez tą płytę. I teraz bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć: Depeche Mode trzyma fason, nawet nie nagrywając przebojowych hiciorów. Panowie, tak dalej.
8/10
Radosław Ostrowski
