

Czy chcemy czy nie Jacek Graniecki zwany Tede jest jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny hip-hipowej. I bardzo płodnym twórcą, działającym od ponad 20 lat. I teraz po zeszłorocznym „Mefistotedesie” znów serwuje nam podwójny album. I jak wypada „Eliminati”?
Jest bardzo intrygująco. Za produkcję odpowiada już współpracujący od dłuższego czasu Sir Michu, po raz kolejny pokazują na co go stać. Nie brakuje energetyki (tytułowy kawałek), minimalizmu („Tak się robi hip-hop”), elektronicznych cuda wianków („Mainstream”), sampli („To ja twój syn”, „Szklane domy”), mocnych bitów („Jak nie my to ktoo”), ale też lekkości i inspiracji amerykańskim rapem („Jest rap”, „Biały murzyn”) oraz autotune’a. Michu pokazuje, że jest jednym z najlepszych obecnie producentów polskiego rapu (nawet gościnnie nawija w „To takie smutne”), każdy kawałek ma swój wyrazisty klimat, a jednocześnie wpada w ucho.
Gospodarz radzi sobie naprawdę dobrze, choć nie stosuje spowolnień ani przyśpieszeń, jednak jego wyrazista barwa oraz flow jest naprawdę na wysokim poziomie, nawet mimo pewnej wtórności w tematyce – bragi, BMW, fele, hejterzy, Warszawa, ale nie brakuje też tutaj autoironii o Kabatach, blokach, hedonizmie czy o czeskim metanolu, co szalał ostro.
Ale poza TDF pojawiło się tu wielu gości od Abla ze Smagalaz („Metanol”) przez Gurala („300 sekund”), VNMa, Pelego, Numera Raza („Tak się robi remix”), Sety („Mów więcej”, „Fajnie żyć”) do Zgrywusa („Lamba Doorsy”). I wszyscy nie zawiedli.
Tede mówił przed premierą, że to jego najlepszy materiał. I trudno się z tym nie zgodzić, a dzięki „Elliminati” polski rap powoli robi się coraz ciekawszy.
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
