

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Alvin Straight mieszkał na wsi i zajmował się córką. Kiedy dowiaduje się, że mieszkający 300 mil jego brat miał zawał, chce wyruszyć do niego i pogodzić się. Ale nie ma prawa jazdy i wzrok już nie ten, decyduje się wyruszyć na… kosiarce. Tak w skrócie można opisać fabułę jednego z najbardziej zaskakujących filmów roku 1999. Nakręcony przez Davida Lyncha nie jest mroczną, surrealistyczną opowieścią z wątkiem kryminalnym, ale zawiera elementy charakterystyczne dla tego twórcy: gra kolorami, oszczędność dialogów na rzecz nastroju, choć tym razem przedstawia prostą historię, która mogła przydarzyć się każdemu z nas.

A skoro Lynch za kamerą, to muzykę mógł napisać tylko jeden człowiek – Angelo Badalamenti. I tak też się stało. Kompozytor słynął z dość oszczędnego instrumentarium oraz tworzenia pięknych, zapadających w pamięć tematów za pomocą syntezatora oraz małego zespołu. Tak też jest tutaj, choć tak jak w przypadku filmu nie jest to mroczna ścieżka, choć też przekazująca emocje – nostalgię, smutek, melancholię. W „Laurens, Iowa” mamy do czynienia z tak wyrazistym stylem kompozytora – pianino i syntezator trochę przypominające „Twin Peaks”. Ale już z pojawieniem się „Rose’s Theme” zmienia się wszystko. Delikatnie grająca gitara, która brzmi po prostu rewelacyjnie, a w tle smyczki. Temat ten jeszcze pojawi się w wersji alternatywnej rozpisanej na smyczki oraz w „Sprinkler” (sama gitara). I to gitara ze smyczkiem będzie nam dalej towarzyszyć w „Laurens Walking” czy „Alvin’s Theme” (oba tematy podobne, ale temat Alvina żywszy i bogatszy). Znacznie wolniejszy i smutniejszy jest „Final Miles” czerpiący z tematu Rose (genialne smyczki), w podobnym tonie jest utrzymany „Country Waltz” – jak sama nazwa wskazuje walc na smyczki i gitarę. Cieplejszy jest „Country Theme”. Dla mnie trochę problemem w odsłuchu była prawie siedmiominutowa „Nostalgia” – naśladująca brzmienie z gramofonu (elektroniczne smyczki) kompozycja wydawała mi się strasznie monotonna. Za to końcówka rozbraja. „Farmland Tour” rozpisana na gitarę, pianino i smyczki to wariacja na temat z czołówki „Miasteczka Twin Peaks”, zaś finałem jest „Montage”, czyli coś na kształt suity.
W samym filmie muzyka bardzo silnie koresponduje z obrazem, co w przypadku duetu Badalamenti-Lynch jest absolutną normą. Poza nią słucha się jej wybornie, gdyż przenosi nam emocje wzięte z filmu. I o to tu chodzi. Praca ta została doceniona nie tylko przez krytykę (nominacja do Złotego Globu), ale też przez słuchaczy. Choć jest to inny Badalamenti, to słucha się go równie wybornie jak „Miasteczka Twin Peaks”.
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
