

Ten mało znany dramat okazał się bardzo ciekawą i interesująca propozycją. Historia rodziny, która musi zmierzyć się z nuklearną zagładą została pokazana jako dramat obyczajowy, praktycznie bez elementów SF. Tak powstało bardzo kameralne i poruszające kino, choć już trochę zapomniane. Poza świetnym aktorstwem, prosto opowiedzianą historią oraz pewną reżyserią mocno wybija się też muzyka.
Muzyka ta została wydana przez Film Score Monthy dopiero w 2011 roku, zaś jej autorem był opromieniony sukcesem „Star Treka: Gniewu Khana” James Horner. Kompozytor ten poszedł tropem reżyserki i napisał muzykę mocno stonowaną, wręcz kameralną, która w filmie pojawia się bardzo rzadko. Zapowiedź tego tonu pojawia się już w „Main Title”, gdzie monotonnie grające smyczki towarzyszą wybijającym dzwonom oraz rogowi. Kompozycje te są dość króciutkie, ale są tak zmontowane, by trwały powyżej dwóch minut. Trzy częściowa następna kompozycja równie mocno wybija się i pojawia parokrotnie. „Bike Talk: Dad & Brad” to flet i dzwonki perkusyjne, zaś w „Bike Ride: Dad & Brad” dołączają do nich smyczki, cymbałki, by w finale doszła jeszcze trąbka. Ten temat (motyw Brada) pojawi się jeszcze parę razy i jest jedynym pogodnym utworem z całej płyty. Liryczny jest też „The Picnic”, gdzie znów pojawia się temat Brada, zaś w tle przewija się harfa i skrzypce. Luźną atmosferę podtrzymuje „Liz Played Pied Piper” zaczynający krótka kompozycję, która grana jest na szkolnym przedstawieniu z ciepłym fortepianem, dalej jest już szybciej z nerwową końcówką („Pied Piper Play”), potem dołącza do niego flet („Pied Piper Flute”) i na końcu znów fortepian gra sam. Rozwinięciem tego tematu jest króciutki (nieco ponad pół minuty) temat „Pied Piper Courtain” tym razem grany na rogu.
Po tym krótkich (jak na Hornera) pojawia się bardziej rozbudowana kompozycja. „Carol Consoles Liz” to bardzo rozbudowana kompozycja rozpisana na róg (temat Brada), piękny flet oraz cymbałki kontrastujące z ponurymi smyczkami oraz równie smutnym rogiem. I w 4:26 zaczyna się „Carol Says Goodbye to Neighbor” ze smutnym rogiem, podkreślającym pożegnanie z sąsiadami, zaś temat Brada tym razem grany jest na klarnecie, zaś w tle słychać fortepian i cymbałki, a pod koniec dołącza flet i skrzypce. Trochę krótsza jest „Mother and Daughter Talk” ze smutnymi (choć pięknymi) smyczkami, pianinem i fletem współgrającym z wiolonczelą, zaś pod koniec dołącza chórek. Intymne jest za to „Carol Bathes Scottie”, gdzie do spokojnie grającego klarnetu dołącza pianino, które gra w takt kołysanki. Do tego składu dołącza wiolonczela oraz cymbałki z fletem.
Ale potem pojawia się niepokój w „Brad and Henry Call CQ”, gdzie do wiolonczeli oraz równo grającego basu i klarnetu wkrada się flet i dzwon, budując atmosferę przerażenia, by potem mocno poruszyć w „Brad and Hiroshi Ride Double” z przeszywającym żeński głosem a capella. „Carol and Priest Graveside” ze współgrającymi fletem i smyczkami budują bardzo smutny nastrój, którego nie są w stanie załagodzić smyczki ani flet, a po niecałej minucie pojawiają się dzwony, chórek i róg grając elegię dla zmarłej córki. „Desire to Live” zaczynają smutne skrzypce z wiolonczelą plus dzwony. A na finał dostajemy dość ciepły utwór. „Hiroshi Hands Teddy to Carol” jest bardzo ciepłą melodią rozpisaną na wiolonczelę, skrzypce, a po minucie dołącza do nich harfa oraz żeński wokal podbudowując klimat, ale dodając do niego odrobinę smutku, gdzie pod koniec róg gra temat z „Main Title”. Zaś „End Credits” to temat Brada grany na flecie w akompaniamencie fortepianu i powtórzeniem tematu otwierającego album.
Horner zaskakuje i pokazuje, że subtelność i delikatność też są jego mocnymi stronami. Album zaś został bardzo dobrze zmontowany, a pół godziny muzyki jest idealne i zawiera wszystko, co pojawia się na ekranie. W filmie działa bardzo mocno i po obejrzeniu trudno ją wyprzeć. Poza nim też jest interesująca, zaś pewnym bonusem są dość króciutkie fragmenty kompozycji Mozarta („Liz Plays Mozart” to Kwartet fortepianowy G-minor z pięknymi smyczkami, a „Fania Plays Mozart” zawiera Sonatę fortepianową nr 12), które rozładowują napięcie i wprowadzają odrobinę lekkości i ciepła. „Testament” to bardzo udana praca Hornera, z którą (podobnie jak z filmem) zapoznać się trzeba absolutnie. Piękna robota.
7,5/10
Suita:
