

Zanim została pierwszą damą Francji, była modelką i piosenkarką. Ale ponieważ mąż Sarkozy nie jest już prezydentem, to trzeba się z czegoś utrzymać. To jest chyba najważniejszy powód, dla którego Carla Bruni nagrała swoją czwartą płytę.
Jak sama nazwa wskazuje są to piosenki francuskie, czyli śpiewane po francusku, a produkcją zajęła się Bénédicte Schmitt. Pytanie tylko czy warto spędzić czas przy tym albumie? Jest to przede wszystkim płyta popowa i bardzo spokojna, bez żadnych ostrych gitar czy popisówek. Chociaż jest tu bardzo zróżnicowany zestaw piosenek. Ale w większości piosenek pojawia się gitara akustyczna, czasem sama (otwierający album „J’arrive a toi” czy na początku „Dolce Francia”), a czasami w sporym towarzystwie. A pojawiają się tu i skrzypce („Darling”), flety („La valse posthume”), perkusja („Mon Raymond”), klaskanie („Pas une dame”), kontrabas (częściowo śpiewany po angielsku „Little French Song”), trąbka („Lune”) czy bardzo zaskakujące tykanie („Le pingoiun”), ale te urozmaicenia pojawiają się bardzo rzadko i w połowie zaczyna się robić dość monotonnie, zaś gitara zaczyna działać usypiająco. Trochę szkoda, bo ten album miał potencjał na miły, chilloutowy album.
Zaś sami Bruni bardzie recytuje niż śpiewa, ale nie jest to żadna wada. Miało to pomóc w zrobieniu płyty bardziej przystępną, co częściowo się udaje. A język francuski brzmi naprawdę przyjemnie (choć nic nie zrozumiałem z tekstów).
Efekt chyba był inny niż się spodziewano, ale ta płyta jest zaledwie niezła. Chociaż sam do końca nie wiedziałem, czego się należy spodziewać. Ale mimo to czuję pewien zawód i nie sądzę, żebym wracał do tych piosenek zbyt często.
6/10
Radosław Ostrowski
