Myslovitz – Myslovitz

myslovitz

W 1992 roku został założony zespół, który okazał się jedną z najważniejszych kapel rockowych nie tylko lat 90., czyli zespół Myslovitz. Przed premierą swojego nowego albumu (już z nowym wokalistą), postanowiłem dokładnie się przyjrzeć poprzednim dokonaniom zespołu. Ekipa wówczas w składzie: Artur Rojek (gitara i wokal), Wojtek Kuderski (perkusja), Jacek Kuderski (bas) i Wojtek Powaga (gitara) swój pierwszy album nagrali w 1995 roku pod prostym tytułem „Myslovitz”.

Płyta zawiera 12 piosenek wyprodukowanych przez Iana Harrisa (odpowiedzialny za koncertowe brzmienia m.in. New Order czy U.K. Subs). Ekipa na początek serwuje nam dość surowe, rockowe granie (pierwsze 6 numerów: spokojna „Kobieta”, trochę szybsze „Papierowe skrzydła” czy tytułowy utwór), chwytliwe kompozycje, fajnie brzmiące gitary i rytmiczną perkusję. Czyli to Myslovitz, jakie kojarzy się w większości, ale nie brakuje też zaskoczeń jak akustyczne „Przedtem” (gitara, Rojek i powoli dołącza cała reszta) czy „Krótka piosenka o miłości” z akordeonem oraz oldskulowymi klawiszami w tle. W połowie jednak dochodzi do zmian. Niby są to ballady, ale brzmią trochę inaczej. W „Maju” spokojny bas i gitara w zwrotkach są skontrastowane z mocniejszym brzmieniem w zwrotkach, a pod koniec dołącza jeszcze trąbka – efekt jest porażający. W „Wyzwaniu” wyraźniej słyszalne są klawisze, zaś pod koniec gitara idzie w bardzo psychodeliczne klimaty, zaś w „Deszczu” słychać… deszcz z burzą na początku, a na koniec dwie anglojęzyczne numery. „Good Day My Angel” z delikatnie grającą gitarą, basem i fortepianem tworzy melancholijny klimat (zresztą o od połowy płyty dominuje), a odkąd pojawiają się klawisze, to robi się jazda kończąca się sapaniem.  Zaś kończący album najdłuższy „Moving Revolution” to mała psychodelia budowana za pomocą gitary (ostatnie 3 minuty to dziwna gra) i klawiszy, by pod koniec zmienić się w rockowe szaleństwo.

W parze z muzyką idą teksty pełne smutku, mówiące głównie o miłości, ale też o marzeniach („Papierowe skrzydła”) czy braku buntu („Moving Revolution”). Drugim znakiem rozpoznawczym był głos Artura Rojka, który już tutaj wykazuje potencjał – zarówno gdy śpiewa bardzo delikatnie, wręcz szepcze („Przedtem”, „Kobieta”), podnosi głos („Papierowe skrzydła”, refren „Maj”), ale zawsze jest autentyczny.

Już debiutem Rojek i spółka pokazali, że można stworzyć fajną i dobrą muzykę na wręcz europejskim poziomie. Jednak następne albumy miały być jeszcze ciekawsze, ale o tym potem.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz