

Ten rock dla brytyjskiego zespołu Editors jest istotny. Po odejściu Chrisa Urbanowicza, do zespołu dołączyli Jostin Lockey (gitara prowadząca) i Elliot Williams (klawisze, gitara). W takim właśnie składzie Anglicy wydali swój czwarty album „The Weight of Your Love”.
Nowy album, nowy skład i nowy producent – to ostatnie w przypadku zespołu jest stałą. Tym razem za produkcję odpowiada Jacquire King, który produkował płyty m.in. Kings of Leon, Toma Waitsa czy Nory Jones. I już słychać, że ekipa wraca brzmieniowo do korzeni (wraca gitara elektryczna), choć nie zabrakło miejsca na elektronikę (najbardziej wybija sie w „What Is This Thing Called Love?”). Kapela gra bardzo zróżnicowanie: nie brakuje skrętów w stronę popu („Honesty” czy „Nothing” ze smyczkami), melodyjnego grania gitary (singlowy „A Ton of Love” czy „Hyena”), wybijającego się basu (urwany „Formaldehyde” czy „Hyena”) czy nawet skrętu w stronę country („The Phone Book”). Brakuje mi trochę bardziej dynamicznych utworów jak „Munich”, ale ten album jest bardziej klimatyczny i nadal słucha się go dobrze, częściowo zacierając średnio udanego poprzednika.
Jeśli chodzi o wokal Toma Smitha, to nie zmienił się specjalnie, nie drażni i może jeszcze trochę zalatuje Ianem Curtisem. Nadal słucha się go dobrze, co nie wszystkim się udaje. Także w warstwie tekstowej jest pewien progres, choć tematyka nie jest zbyt zaskakująca.
„The Weight of Your Love” to częściowy powrót zespołu do melodyjnego, lekko rockowego grania. Nie ma tu aż tak elektronicznego cudowania jak w przypadku „In This Light and On This Evening”, ale też nie jest tak ostro brudno jak w przypadku pierwszych płyt. Niemniej widać, że grupa idzie w dobrą stronę.
7/10
