

O tym człowieku nie miałem kompletnie pojęcia. Ale jak udało mi się poszperać w Internecie, gdzie jak wiadomo jest tam wszystko. Amerykanin, 4 płyty w dorobku (dwa wyprodukowane przez Dana Auerbacha z The Black Keys) i gra bluesa. Na najnowszej płycie gatunek muzyczny się nie zmienił.
Tutaj mamy 10 piosenek, a stylistykę już wymieniłem. Tym razem jednak muzyk postanowił się po utwory innych wykonawców jak Joe McMahan, Ron Eoff, Jon Radford i Ryan Norris. Zaś sama muzyka świadomie czerpie ze starych brzmień z lat 60-tych, a gitara elektryczna po prostu gra swoje i ma naprawdę dobre solówki (surowe „Every Night Every Day”), tempo jest dość różnorodne (inne być nie może, bo inaczej wielu by się znudziło) i nie ma tu miejsca na zbyt długie przynudzanie, choć zdarza się pójść w stronę country jak w „Deep Water”, „The Island” czy „Terrible Years”. Niemniej jeszcze całość okrasza perkusja, klawisze i pojawiające się rzadko chórki („It’s Spiritual”). Proste, nieskomplikowane, ale jednocześnie bardzo przyjemne. A to nie jest takie proste jak się wydaje.
Także sam głos Patricka jest więcej niż dobry. Mocno amerykański, a jednocześnie pełen ekspresji i prosto mówiący o życiu i całej reszcie. Wszystko bez specjalnych pretensji, a jednocześnie bez prostactwa. Może i nie jest to nic nowego czy zaskakującego, ale porządnie zrealizowane, przemyślane i wykonane. Po prostu dobra płyta.
7/10
Radosław Ostrowski
