Nick Cave & the Bad Seeds – From Her to Eternity

From_Her_To_Eternity

Rok 1984 dla wielu kojarzy się z Orwellem. Jednak w świecie muzyki pojawiło się wtedy paru indywidualistów, ale nie będę się na nich skupiał. Bo i tak najważniejszy jest On – Książę Ciemności i nie jest to Ozzy Osbourne. Po rozpadzie kapeli The Birthday Party poznał Micka Harveya i tak powstał zespół działający prawie 30 lat. Mowa o Złych Nasionach oraz ich frontmanie – Nicku Cavie. Zespół wielokrotnie przechodził różne zmiany personalne, ale frontman zawsze był tylko jeden.

Wszystko się zaczęło od „From Her to Eternity”, grany przez zespół w składzie: Nick Cave (wokal, Hammond, harmonijka), Mick Harvey (perkusja, pianino, wibrafon), Blixa Bargeld (gitara), Hugo Race (gitara) i Barry Adamson (bas), zaś produkcją zajął się Harvey i Mark „Flood” Ellis. I już wtedy ujawniły się tendencje Cave’a do tworzenia mrocznego, psychodelicznego klimatu, który mógłbym skwitować słowami – musicie to sami przesłuchać. Ale to by było za proste. Cave we wszystkich utworach albo recytuje tekst albo się drze i jęczy, co może być zniechęcające (najbardziej to męczy w prawie 10-minutowym, nokturnowym „A Box for Black Paul”), ale nie pozbawia go charyzmy.

A instrumentarium jest stonowane dość oszczędnie i w czymś, co mógłbym nazwać kontrolowanym chaosem. Gitara elektryczna albo nagle i gwałtownie daje o sobie znać (tytułowy utwór w wersji z 1987 roku), bas pulsuje niepokojąco i nie daje o sobie zapomnieć (cover „Avalanche” Leonarda Cohena czy lekko szantowa „Well of Misery”), perkusja uderza coraz mocniej, idąc we wręcz marszowym tempie (cover „In the Ghetto” Presleya), fortepian zapętla się (najmroczniejszy „Cabin Fever!”), zaś w tle dochodzą różne, niewyraźne dźwięki, sapania i wrzaski członków zespołu. Brzmi to dziwnie? I wystarczy, bo albo to kupicie albo nie.

Zaś warstwa tekstowa to temat na osobny rozdział – pełne metafor i pomysłowych fraz, nie pozbawione poetyckości współtworzą ten klimat. Jeśli miłość, to niebezpieczna i perwersyjna (tytułowy utwór), nie brakuje rozgoryczenia („A Box for Black Paul” o rozpadzie The Birthday Party), Elvisa Presleya i Hucka Finna („Saint Huck”) – dają one do myślenia.

Początek działalności zespołu Nick Cave & the Bad Seeds to mroczna wędrówka, pełna dziwności, których nie powstydziłby się David Lynch. I nadal się to broni, choć wymaga to czasami cierpliwości. Mimo to nie powinno być rozczarowania.

8/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz