

Dość często u nas jest tak, że najciekawsze filmy albo nie trafiają do kinowej dystrybucji, albo odbiór jest bardzo słaby. Jednym z takich filmów jest francuska animacja „Ernest i Celestyna” o przyjaźni myszki sieroty Celestyny z misiem Ernestem. Sam też, niestety nie miałem możliwości zobaczyć tego filmu, jednak sugerując się zdjęciami można stwierdzić, że jest to klasyczna, ręcznie rysowana animacja. Każda animacja, nawet ta klasyczna wymaga odpowiedniej oprawy muzycznej.

Tym razem zatrudniono osobę, o której nigdy nie słyszałem. Vincent Courtois jest francuskim wiolonczelistą jazzowym, który bardziej znany jest w swoim kraju. I muszę was zaskoczyć, bo jest to muzyka bardzo lekka, jazzująca i niesłychanie przyjemna w odbiorze, a jednocześnie elegancka i pomysłowa, choć w dużej części bazująca na jednym, pięknym temacie. Pojawia się już na samym początku w piosence śpiewanej przez Thomasa Fensena „La chanson d’Ernest et Celestine” – delikatny walczyk zagrany na cymbałki, perkusję, fortepian i klarnet. Utwór ten także kończy ten album w dłuższej wersji. Każde z dwojga bohaterów ma swoje tematy opisane w wariacjach. Temat Celestyny jest leciutki, pełen różnych cymbałków, dęciaków drewnianych (głównie fagotu i fletu), w połowie sam klarnet gra bardzo żwawo, wręcz improwizując i zapętlając się, by pod koniec zaszalały bardzo nerwowe smyczki, uspokojone cymbałkami, akordeonem i fagotem. Z kolei temat Ernesta pojawia się już w piosence „Le chanson d’Ernest” śpiewanej przez grającego misia Lamberta Wilsona – bęben, banjo, akordeon i skrzypce, by pod koniec przyśpieszyć. W wariacjach tego tematu (utwór nr 4), temat zaczyna się dość ospale, by leciutko nabrać żwawszego tempa. Następnie pojawia się poruszające solo na skrzypcach, ze smutną wiolonczelą i wtedy ta sama melodia grana jest na pozytywce z puzonem, fletami i różnymi cymbałkami, by w ostatnich sekundach eksplodowały kotły i smyczki.
Po krótkim temacie Ernesta na fortepianie, pojawia się kolejne „Variations”, tym razem tematu przyjaźni, który jest mieszanką tematu Ernesta (wolniejszym walcu) i Celestyny (łagodniejszy fortepian). Te tematy przeplatają się potem w różnych wariacjach oraz tempie (m.in. pianistyczne „L’amitie en solo…” czy najdłuższym, zmieniającym tempo „Variations sur le theme du monde du dessous”). Nie brakuje też suspensu (puzonowo-fagotowy „La Grise”, „Les suspects sont arrests” z nieprzyjemnymi kotłami i smyczkami i ponure „L’incendie” z klaenetowo-akordeonowym zgraniem oraz ciągnącymi się smyczkami), jednak brzmi on więcej niż strawnie.
Nie wiem jak ta muzyka sprawdza się w filmie, ale poza nim jest wyczuwalna magia i ciepło, a także sporo serca i frajdy jaką miał kompozytor. Mam wrażenie, że to Amerykanie mogliby się od Europejczyków, a nie odwrotnie. Baśniowy album.
8,5/10
Radosław Ostrowski
