

Sam film okazał się dla mnie największą niespodzianką tego roku. Dopięte do najdrobniejszego detalu, wyrafinowane wizualnie z zaskakującą fabułą i świetnym aktorstwem. Mało jednak mówiło się o warstwie muzycznej. Nie dlatego, że jest słaba czy nie współgra z obrazem, jednak stanowi ona przede wszystko tło, które jednak czasami się wybija.

Początkowo jej autorem miał być Philip Glass, jednak producenci (m.in. bracia Scott) odrzucili jego pracę. Ostatecznie wybór okazał się dość zaskakujący, bo zatrudniono Clinta Mansella. Ten twórca znany jest z muzyki do mniej komercyjnego kina jak „Requiem dla snu” czy „Moon”. W końcu wybór okazał się dobrym, jednak skupmy się na samym wydaniu muzyki dokonanym przez Milan Records, gdzie poza muzyką Mansella jest dość sporo materiału źródłowego (utwory nie pisane przez kompozytora, ale wykorzystane w filmie), który przeplata się z robotą kompozytora. Ale po kolei.
Mansell tym razem jest bardziej konserwatywny i tworzy ilustrację do eleganckiego filmu grozy. Stonowane smyczki, fortepian – te instrumenty będą się przewijać. Pojawiają się już w „Happy Birthday (A Death in the Family)” – ponura melodia grana jeszcze na harfie, basie i cymbałkach, kończąca się łagodną melodią z pozytywki. Dalej jest równie mrocznie i tajemniczo – smyczki przeciągają się, plumkają łagodzone przez różnego rodzaju drewniane dęciaki i fortepian („Uncle Charlie”). Nie brakuje też gwizdu („A Whistling Tune From A Lonely Man”), charakterystycznego dla tego kompozytora wykorzystana gitara elektryczna (końcówka nokturnowego „The Hunter and The Game”) elektronika („Blossoming” czy „The Hunter Plays the Game”), pozornie zaczynając bardzo spokojnie, by w finale nagle podkręcić i „zaatakować” smyczkami („The Family Affair” czy ostatni utwór Mansella „The Hunter Becomes the Game”). Sama aranżacja też zasługuje na uznanie, tworząc pozornie spokojne melodie lub kołysanki, by jakimś drobiazgiem podkręcić atmosferę.
Jednak poza świetną muzyką Mansella, która także broni się dobrze poza filmem, jest parę utworów źródłowych, które nie gryzą się z resztą partytury i nie są tylko zbędnymi dodatkami. To utwory pojawiające się w dość kluczowych momentach – „Duet” Philipa Glassa (duet pianistyczny grany przez Indię i wuja Charliego – pełen niepokoju), „Summer Wine” Nancy Sinatry i Lee Hazlewooda (pocałunek między matką Indii a Charliem) czy fragment opery Verdiego z „Il trovatore”. Jednak najbardziej z tego zestawu zapada w pamięć trip-hopowy „Becomes the Color” Emily Wells.
Mansell napisał zaskakująco dojrzałą pracę, która nie tylko brzmi świetnie w filmie budując mroczny klimat tajemnicy, ale też sprawdza się poza nim i słucha się z niekłamaną przyjemnością. Przesłuchać absolutnie.
8/10
Radosław Ostrowski
