Sting – The Last Ship

The_Last_Ship

Ten człowiek to jedna z żywych legend muzyki popularnej. Najpierw działał w zespole The Police, potem już 25 lat działał samemu. W końcu zdecydował się nagrać album z autorskimi piosenkami (ostatni taki nagrał 10 lat temu), po płycie z muzyką renesansową, świąteczną i symfoniczną, Gordon Matthew Summer (po polsku: Grzegorz Lato) Sting pojawia się z 11 albumem.

Za produkcję tego albumu odpowiada Rob Mathes, z którym Sting współpracował wiele razy. I jest to concept-album bazujący na sztuce teatralnej pod tym samym tytułem, gdzie artysta opowiada m.in. o powrocie do domu, drodze do samoświadomości czy rodzinie. A całość brzmi bardzo jesiennie – instrumenty grają bardzo oszczędnie i o dziwo najbardziej dominuje tutaj akordeon („The Last Ship”), czasem pojawi się gitara akustyczna, werble (skoczny „What Have We Got?”), fortepian (singlowe „Practical Arrangement”), harmonijka ustna („August Winds”) czy gitara elektryczna („And Yet”). Całość jest zaskakująco lekka, na pewno elegancka i przyjemna w odbiorze. Może chciałoby się czegoś bardziej dynamicznego, ale to już chyba nie wróci.

Sam wokal Stinga już ma swoje lata, ale to jest plus. Zdarzają się pewne drobne fałsze, ale raczej przez to zyskuje na naturalności i jest taki ciepły. Tak samo teksty trzymają dobry poziom, do którego Sting nas przyzwyczaił.

Powrót może nie w wielkim i spektakularnym, ale na pewno dobrym stylu. Elegancko, przyjemnie i tak jak tylko Sting potrafi. Ciepły album na chłodne wieczory.

7,5/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz