Nick Cave & the Bad Seeds – No More Shall We Past

No_More_Shall_We_Part

Poprzedni album Cave’a i Złych Nasion odniósł wielki sukces. Dlatego na następną płytę trzeba było czekać aż cztery lata. W tym czasie frontman znów zaczął brać narkotyki i dlatego trafił na odwyk, przed rozpoczęciem płyty. Jak ekipa wkroczyła w XXI wiek?

Tym razem za produkcję odpowiadał Tony Cohen, z którym nagrali wiele płyt w latach 80. Brzmieniowo jest to kontynuacja poprzedniego albumu, czyli dalszy ciąg minimalistycznego brzmienia, choć nie do końca. I znowu na pierwszy plan wysuwają się skrzypce i fortepian, tworząc lekko nokturnowy („The Sorrowed Wife”, „We Came Along This Road”) czy wręcz melancholijny klimat („Darker with the Day”),w czym pomagają zapewne chórki. Jednak nie zlewają się utwory ze sobą, nie są zbyt monotonne, a nawet pojawiają się mocniejsze fragmenty z silną perkusją oraz ostrymi gitarami (końcówki „Oh My Lord” i  „The Sorrowful Wife” oraz „Fifteen Feet of Pure White Snow”), gdzie przypomina się starszy Cave, eksperymentujący. Jednak to są rzadkie fragmenty, które potem znikają. W każdym razie „No More Shall We Past” jest na poziomie poprzedniej płyty, czyli wysokim.

Za to Nick Cave zaczyna śpiewać, a nie tylko recytować, co na pewno jest już sporą zaletą. I wypada bardzo dobrze – umówmy się, bez niego ten zespół nie istnieje. Zaś w tekstach opowiada nie tylko melancholijnie o miłości, ale też o Bogu, samotności czy rozstaniu i nadal trzyma dość wysoki poziom.

Niby nie jest tutaj nic, czego byśmy już nie słyszeli, ale nadal nie jestem w stanie oderwać ucha od Cave’a. Poprzeczka została utrzymana, tak samo jak poziom.

8/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz