Brian Tyler – The Expendables

The_Expendables

Dawno, dawno temu, czyli w latach 80-tych, kiedy kręciło się tanie filmy akcji, był to gatunek bardzo popularny, który miał swoich herosów, m.in.  Arnolda Schwarzeneggera, Sylvestra Stallone’a, Dolpha Lundgrena czy Stevena Seagala. To były czasy, kiedy wierzono w siłę muskułów, które potrafiły rozwiązać wszystkie problemy tego świata. Wielu fanów marzyło o tym, żeby całą tą armię twardzieli wcisnąć do jednego filmu, który mógłby stać się klasykiem. Jednak czasy potężnych i silnych twardzieli minęły bezpowrotnie, zastąpieni przez Jasona Bourne’a i tym podobnych cherlawców. Ale w 2010 roku stał się cud. Powstał film „Niezniszczalni” wyreżyserowany przez Sylvestra Stallone’a. Reżyser postanowił skrzyknąć starych kumpli i gwiazdy czasów VHS (m.in. Dolpha Lundgrena, Mickeya Rourke’a czy Erica Robertsa), by nakręcić oldskulowy film akcji w starym, dobrym stylu. Sen się spełnił, choć nie wszystko do końca zagrało. Ale frajda była ogromna.

tylerW przypadku filmów akcji, muzyka ma znaczenie drugorzędnie, gdyż ginie w tłumie strzałów, wybuchów i ciosów. Ale nie znaczy to, że nie można z tego wycisnąć naprawdę porządnego score’a. Tego zadania podjął się Brian Tyler, który pracował już z Sylwkiem przy czwartej części Rambo. I co z tego eksperymentu wyszło?

Dynamiczna muzyka akcji, która broni się swoją przebojowością i podniosłością. I to właśnie te dynamiczne fragmenty wypadają najlepiej, choć może brzmią odrobinę topornie i są mało urozmaicone. Już początkowy utwór „The Expendables” zapowiada, czego się należy spodziewać – patosu zmieszanego z adrenaliną, zrobione za pomocą szybkich pasaży smyczków, werblowej perkusji oraz dęciaków. Może i brzmi to trochę surowo, jednak ten temat budzi respekt.

Drugi temat, bardziej dynamiczny odpowiada tutaj za akcję i pojawia się już w „Aerial”, gdzie w połowie następuje przyśpieszenie smyków na spółkę z dęciakami baszanymi. Taką dynamikę posiada również „Royal Rumble” (fantastyczne skrzypce!), druga połowa „Lifetime” (tutaj jeszcze elektronika), „Massive” z chórem, „Warriors” z wplecioną gitarą elektryczną czy kończące całość „Mayhem and Finale”. W tych momentach czuć potęgę i siłę tej ścieżki, bo action scorem ta muzyka stoi.

Ale nie ma tutaj samej zadymy i rozpierduchy. Są momenty, gdzie budowany jest suspens („Gulf of Aden” ze zgrabnie wplecionym fletem shahukachi czy elektroniczne „Surveillance” z gitarą akustyczną), delikatna liryka (grane na gitarze „Lee and Lacy”) oraz wplecioną murimbe („The Contact”), które sprawdzają się jako odskocznia od akcji.

Żeby jednak nie było tak słodko, album wydany przez Silva Screen nie jest idealny. Po pierwsze, za długi – 71 minut. Po drugie – underscore gdzieś w połowie robi się nużący i mało atrakcyjny, gdzie porywają tylko fragmenty, co wywołuje zmęczenie (gdyby skrócić ten materiał, to byłaby znakomita płyta). Zaś sama muzyka dobrze się sprawdza w filmie, choć nudnawy underscore jest zagłuszany przez strzały, wybuchy i noże, tutaj może przyprawić o ból głowy. Ale w porównaniu do wielu prac Tylera, „Expendables” jest bardziej przystępna i mimo wszystko łatwiejsza w odbiorze.

Brzmi to mimo wszystko dobrze, choć można było popracować nad montażem płyty. Lubiący bezpretensjonalną rozwałkę wiedzą, co mają zrobić.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz