

Są zespoły, które bardziej lub mnie ewoluują ze swoją muzyką. Na pewno takim zespołem NIE JEST brytyjski Motorhead, która gra głośno, mocno i szybko. I tak już od lat 70-tych. Lemmy i spółka po zaledwie trzech latach pojawili się z nowym, 21 albumem.
Za produkcję odpowiada Cameron Webb, który współpracował m.in. z Megadeth, Alkaline Trio czy Disturbed. I w zasadzie ograniczyłbym się do stwierdzenia, że to Motorhead i nie ma zmiłuj. Jest ostro, gitara tutaj naprawdę się popisuje i trzyma tak naprawdę za mordę razem z sekcją rytmiczną (otwierające całość „Heartbreaker” i „Coup de Grace”), ale nie brakuje tutaj pójścia w stronę mocnego bluesa („Lost Woman Blues”) czy jeszcze bardziej łomoczącego grania („End of Time”). Jest ogniście, dynamicznie i praktycznie bardzo rzadkie są chwile na złapanie oddechu jak w „Dust and Glass”. Jednak to są tylko fragmenciki, które są mocarne jak „Silence When You Speak to Me” czy rock’n’rollowe „Crying Shame”.
Nie ma tu elementów zaskoczenia. Lemmy wokalnie robi swoje, pozostali z tria robią dźwiękową rzeź, waląc po perkusji i szalejąc na elektrycznej gitarze. To jest Motorhead, czyli szalona, rock’n’rollowa jazda po bandzie, bez kompromisów i po swojemu. Tak się gra rocka, panowie.
8/10
Radosław Ostrowski
