Hopsin – Knock Madness

Knock_Madness

Moje ostatnie doświadczenia z amerykańskim rapem nie były zbyt udane (B.o.B), jednak w zeszłym roku pojawił się pewien młodzian, który wcześniej działał w undergroundzie i w końcu przebił się do głównego nurtu. A imię jego Marcus Jamal Hopson,  dla kumpli Hopsin. Przyjrzyjmy się jego trzeciej płycie, którą też sam wyprodukował.

I po pierwszym kawałku słychać, że nie jest to amator, choć są one dość minimalistyczne z dominacją dźwięków fortepianu oraz perkusji. Czasem przewinie się na krótko gitara elektryczna („Tears to Snow”), nie brakuje też elektroniki (pulsacyjny i dynamiczny „Rip Your Heart Out”), smyczków („Nollie Tre Flip” czy „Gimme That Money”), bębnów („Jungle Bash”) czy chórków i przebitki wokalne („Hip Hop Sinister”) tworząc bardziej mroczny klimat, który czasem bywa łagodzony (chilloutowe „Good Guys Get Left Behind”). I tak przez 18 utworów, które wprawiają w bardzo różnorodny nastrój. Niby jest to komercyjny rap, ale jest w nim coś, co przykuwa uwagę na dłużej, choć tematyka nie jest zbyt oryginalna (imprezy, kobiety, braggi, ale także przyjaźń i miłość).

Sam raper spisał się przynajmniej bardzo dobrze, zaś jego flow jest naprawdę imponujące. Bardzo lekko przyśpiesza, spowalnia i bawi się słowami. Zaś goście tutaj tez się naprawdę popisali, choć nie ukradli szoł gospodarzowi, tylko raczej uzupełniali go (m.in. SwizZz czy Tech N9ne).

„Knock Madness” brzmi naprawdę świeżo, bity są bardzo przyjemne pokazując, że komercyjny rap nie musi oznaczać rąbanki i naparzanki w stylu Pitbulla. Przekonajcie się sami.

8/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz