Lebowski – Cinematic

Cinematic

Czasami pojawiają się twórcy i wykonawcy, o których byśmy nie usłyszeli gdyby nie znajomi. Tak właśnie natrafiłem na zespół Lebowski (wbrew pozorom nie spokrewnieni z Big Lebowskim). Grupa pochodzi ze Szczecina i tworzą ją: Marcin Grzegorczyk (gitary), Marcin Łuczaj (klawisze), Marek Żak (bas) i Krzysztof Pakuła, zaś do tej pory nagrali na razie jeden album „Cinematic”.

Jest to płyta zawierająca muzykę instrumentalną, która inspirowana jest… kinem, co potwierdzają wplecione w kompozycje fragmenty dialogów z filmów, zaś całość wyprodukował Marcin Grzegorczyk. Kompozycje dzielą się na długie i bardzo długie (powyżej pięciu minut). Same fragmenty są naprawdę zgrane i nie gryzą się w żaden sposób z muzyką.

A że jest to niezwykły świat, potwierdza już otwierająca całość „Trip to Doha”. Początek ze smyczkami, które towarzyszą nam cały czas, wpleciona elektronika, wreszcie wybijająca się solówka gitary i pojawiające się w połowie jazzujące pianino – to wszystko tworzy piorunujące wrażenie, zaś w tle jeszcze przewijają się orientalne motywy. I jeszcze to odliczanie, które wywołuje niepokój. Podobnie jest w „137 sec.”, gdzie całość zaczynają cymbały, sekcja rytmiczna oraz mocno orientalna wokaliza Katarzyny Dziubak, która potem przypomina… tą z pamiętnej „Kołysanki” z „Dziecka Rosemary” (wtedy towarzyszą jej cymbałki i elektronika). Jednak w połowie następuje totalna zmiana klimatu i pójście w stronę reggae (perkusja) oraz jazzu (klawisze i gitara). Bardziej melancholijny jest utwór tytułowy, z wielowarstwowymi klawiszami, piękną melodią pianistyczną po słowach Leona Niemczyka „mniemam, że od jednego końca świata do drugiego, historia miłości wszędzie jest jednakowa”. Spokojniejszy i bardziej stonowany jest „Old British Spy Movie” z delikatnym fortepianem i poruszającymi skrzypcami, budującymi chłodny klimat, potęgowany jeszcze przez trąbkę. Innymi słowy, jest jazzowo. W ”Iceland” znów następuje zmiana klimatu (klawisze i delikatne solo gitary), zaś pod frazę Maklakiewicza „Wiatr, wiatr” z „Hydrozagadki” podłożono naprawdę piękną melodię graną na pianino i sekcję rytmiczną. Tak samo ubarwiają dźwięki pozytywki czy akordeonu w mocno francuskim „Encore” (także klawisze mocno wskazują na kraj) czy wspólnie grające klawisze z gitarą w „Spiritual Machine”. Zaś małą wisienką na torcie jest bardzo klimatyczny „The Storyteller (Svensson)”, gdzie znów dominuje fortepian, choć pod koniec chyba Hammondy przeszarżowały.

Zespół o płycie mówił, że jest to ścieżka dźwiękowa do filmu, który nigdy nie powstał. Może i sama muzyka nie jest specjalnie zaskakująca i nie jest niczym nowym w świecie muzyki progresywnej, ale brzmi po prostu świetnie. Mam cichą nadzieję, że zespół jeszcze się nam objawi i po raz kolejny nagra bardzo interesujący album.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz