

Po płycie „Talk”, która okazała się kasową porażką, zespół Yes opuścił Trevor Rabin i Tony Kaye. Za to wrócił Steve Howe, zaś dołączył jako klawiszowiec Billy Sherwood, którego od lat Chris Squire próbował przeforsować jako nowego wokalistę grupy po założeniu grupy Anderson Wakeman Bruford Howe. I z takimi siłami, zespół poszedł do studia i nagrał „Open Your Eyes”, za którego produkcję odpowiadał zespół.
Efekt jest szczerze mówiąc taki sobie, tworząc Yes środka, czyli niezbyt skomplikowane brzmienia oraz próby bardziej chwytliwego grania, co nie do końca wypala. Bo zachwycają raczej pojedyncze fragmenty niż całe kompozycje (orientalne klawisze w „Man in the Moon” czy solówki gitary w „Wonderlove”), ale brakuje tutaj jakiegoś przebojowego materiału, jeśli zespół zdecydował się wybrać tą ścieżkę. Czymś takim mógłby być utwór tytułowy, gdyby powstał jakąś dekadę wcześniej. Czymś takim nie mogła być „From the Balcony”, bo była za spokojna (tylko Anderson i gitara Howe’a – akustyczna), także tandetne „Love Shine” bardziej zniechęca niż zachęca. Jednak najgorsze zespół zaserwował nam na sam koniec – ponad 20-minutowy „The Solution”. Tak naprawdę piosenka trwa jakieś sześć minut, zaś reszta to posklejane dźwięki ptaków i morza. Kompletna strata czasu. Nawet Anderson nie sprawdza się jako wokalista.
Nie jest to najgorszy album w historii grupy, ale jest bardzo blisko tego rezultatu. Przynajmniej da się tego przesłuchać, ale jakość kompozycji pozostawia wiele do życzenia.
4/10
Radosław Ostrowski
