Turbo

Poznajcie Teosia. Pracuje w ogrodzie i marzy o tym, by ścigać się jako rajdowiec. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Teoś jest… ślimakiem winniczkiem. I jak wiadomo takie istoty nie mogą robić zawrotnych prędkości. Jednak na skutek dziwnego zbiegu okoliczności, ślimaczek dostaje kopa i może śmigać z zawrotnymi prędkościami. Opuszczając ogród wpada w ręce młodego Latynosa, który pracuje w budce robiącej tacosy.

turbo1

DreamWorks nie wymyśla tutaj prochu i nie tworzy czegoś, co byłoby zaskakujące. To opowieść w stylu „od zera do bohatera”, a jednocześnie o akceptacji najbliższych oraz pogoni za marzeniami. Jedyne czego mi tutaj zabrakło to tego popkulturowego humoru, z którego znana jest ta wytwórnia. Osadzenie tej opowieści wśród Latynosów, którzy ostatnio są dość eksploatowaną nacją w USA nadaje lekkiego smaczku, zaś drugoplanowe postacie ślimaków-wyścigowców dodają odrobiny lekkości i fajnej zabawy. Tylko tyle i aż tyle, choć głównie jest to skierowane dla znacznie młodszego odbiorcy. Ale najbardziej w pamięci pozostaje finałowy wyścig, gdzie Teoś vel Turbo mierzy się z bolidami Indianapolis 5000 – wygląda to niesamowicie, jest sporo dynamiki i emocji do samego końca. Ale to jest jedyna rzecz warta uwagi dorosłych, którzy poczują się trochę znużeni.

turbo2

Trzeba pochwalić dubbing, który wypada całkiem przyzwoicie. Tłumaczenie jest niezłe, zaś głosy aktorów dodane przez żadnych zgrzytów. Zdecydowanie trzeba pochwalić Antoniego Pawlickiego (zawzięty Turbo) i Jarosława Boberka (jego trzymający się ziemi brat Chet), którzy pokazali fason. Z drugiego planu najbardziej utkwił w pamięci Krzysztof Banaszyk (Chet Champion) oraz szalona postać Krzysztofa Szczerbińskiego (ślimak Ślizg).

turbo3

Ogólnie mówiąc, nie jest to szybki i wściekły film, choć prędkość jest mocno odczuwalna. Solidna bajka z prostym przesłaniem oraz naprawdę ładną kreską.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz